Jaroslaw-KolodziejczykPorażka 0:6 z Zawiszą był najwyższą przegraną w historii występów Piasta w ekstraklasie. Takie wpadki  czasem się zdarzają, jednak niepokojące jest to, że tej jesieni gliwiczanie  mają na koncie już trzy wysokie porażki. Z Legią było 1:4, z Pogonią 0:4 i  z Zawiszą 0:6. Jak nietrudno policzyć, w tych trzech spotkaniach gliwiczanie stracili aż 14 bramek strzelając tylko jedną.  Jeśli Legia i Pogoń to były drużyny z czołówki ligi, to Zawisza już nie. Beniaminek z Bydgoszczy przed starciem z Piastem zajmował niższe miejsce w tabeli. W klubie jednak panuje stoicki wręcz spokój.

 

– Traktuję, to co się stało w Bydgoszczy jako incydent – mówi w rozmowie z Dziennikiem Zachodnim  Jarosław Kołodziejczyk. – Będziemy się teraz bacznie przyglądali poczynaniom drużyny. Trzeba pamiętać, że porażka z Zawiszą przyszła po bardzo dobrych dwóch meczach, z Zagłębiem w Lubinie i z Górnikiem Zabrze. Po derbach jakoś dziennikarze nie dzwonili do mnie – dodaje prezes klubu.

Zazwyczaj po takich klęskach  w klubach maja miejsce wstrząsy. W skrajnym przypadku lecą głowy trenerów. Tak było i tej jesieni, gdy Ruch przegrał w Białymstoku z Jagiellonią, też 0:6. Wtedy pracę stracił Jacek Zieliński. Trenerzy i zawodnicy w Gliwicach mogą jednak spać spokojnie

– Przegrywając aż 0:6 sami się ukarali. Trzeba przyznać, że ten mecz po prostu się im posypał. Mam nadzieję, że w piątek z Koroną będzie inaczej, ale żadnego ultimatum nie stawiam trenerom – dodał Kołodziejczyk.

 Więcej w Dzienniku Zachodnim