Los w Pucharze Polski nie rozpieszcza futsalowej drużyny Piasta. Podopieczni Orlando Duarte już w pierwszej rundzie trafili na zespół z Ekstraklasy – Orła Jelcza Laskowice, a w drodze do ćwierćfinałów na drodze niebiesko-czerwonych stanęła ekipa AZS UŚ Katowice.

Tak jak się spodziewano, katowiczanie którzy nie mieli nic do stracenia postawili się Piastowi i doprowadzili do rzutów karnych. W tym elemencie jednak zdecydowanie lepsi byli już gliwiczanie. Łukasz Bogdziewicz obronił trzy rzuty karne, a golkiper AZS-u Aleksander Waszka, tylko jeden.

– Cieszy to, że udało się pomóc drużynie broniąc te karne, ale nie czuję się bohaterem. Graliśmy jako jedna drużyna, chłopaki strzelali bramki, ja starałem się ich nie puścić – mówił po meczu Bogdziewicz.

Katowiczanie zaskoczyli gospodarzy, bo już na początku drugiej połowy zdobyli gola, a potem podwyższyli wynik. Piast musiał więc odrabiać podwójną stratę. Na początku drugiej odsłony gliwiczanie wyrównali, ale potem już nie udało się im zdobyć gola, który by rozstrzygnął losy awansu.

– Źle zaczęliśmy ten mecz, byliśmy chyba zbyt rozkojarzeni i straciliśmy szybko bramkę, a potem drugą. Wiedzieliśmy jednak, że musimy cały czas grać swój futsal, być konsekwentnym i że gole w końcu padną. Jeszcze przed przerwą udało się zdobyć kontaktową bramkę, a potem dołożyć drugą. Chcieliśmy strzelać kolejne, ale niestety ta skuteczność dziś nie była na najwyższym poziomie. I tak doszło do dogrywki, która też nie rozstrzygnęła losów awansu i konieczne były rzuty karne, ale cel został osiągnięty. Mamy awans do kolejnego etapu pucharu i to cieszy – podsumowuje „Bodzio”.

Nie było to ładne dla oka spotkanie. Piast przez większość czasu bił głową w przysłowiowy mur, a goście nie decydowali się na bardziej otwartą grę. Jak przyznaje jednak Damian Wojtas, taka była taktyka jego drużyny na ten mecz.

– Plan był bardzo prosty. Defensywa i wykorzystanie naturalnych atutów, czyli kontratak i dalekie piłki od bramkarza – przyznał trener AZS-u.

W ligowych spotkaniach Piast grając w przewadze zazwyczaj strzelał gole. Tym razem jednak nie udało się tego elementu zamienić na bramkę, dlaczego?-

– Katowiczanie dobrze się ustawiali i przesuwali, ale rzeczywiście nam grając w przewadze w zasadzie nie udało się stworzyć żadnej, klarownej sytuacji. Trudno mi to wytłumaczyć. Może zbyt nerwowo graliśmy – zastanawia się Bogdziewicz.

O tym, kto zagra w kolejnej rundzie miały więc decydować rzuty karne, a to zawsze jest loteria i dużo zależy tez od postawy bramkarzy. Bogdziewicz zatrzymał aż trzy srzały rywali z linii sześciu metrów. Jak tego dokonał?

– Dużo było tych myśli się przewija w takiej sytuacji. Przede wszystkim chce się obronić ten rzut karny, aby to zrobić, trzeba w dobrym momencie pójść we właściwym kierunku – opisuje „Bodzio”.

Zadecydowała też znajomość zawodników. Bogdziewicz bowiem jeszcze w poprzednim sezonie grał razem ze Zbigniewem Mirgą w GSF Gliwice.

– Myślałem, że Zbysiu Mirga inaczej strzeli, ale poczekałem do końca i udało się obronić jego strzał – opisuje.

Katowiczanie odpadli z rozgrywek Pucharu Polski, ale trener Akademików nie miał pretensji do swoich zawodników.

– Piast po prostu lepiej wykorzystywał te rzuty karne. Dla mnie ważne jest to, że moim zawodnicy wytrzymali fizycznie ten mecz, mimo konieczności rozegrania dogrywki. Pokazali, że potrafią grać i nie ma co spuszczać głów. Mamy jeszcze cień szansy na utrzymanie w lidze. Takimi meczami możemy się budować – podsumowuje Damian Wojtas.

Więcej o sporcie na imperiummedia.pl