Ewa Gryziecka Kwiecińska to bez wątpienia najwybitniejsza lekkoatletka wywodząca się z Gliwic. Dwukrotna mistrzyni Polski Seniorów w rzucie oszczepem, tyle samo razy poprawiała rekord Polski, a jej szczytowym osiągnięciem było ustanowienie rekordu świata w tej dyscyplinie i występ na Igrzyskach Olimpijskich.
W latach – 70 tych XX wieku sekcja lekkoatletyczna Piasta Gliwice należała do najlepszych w kraju. Trenowało w niej wielu wybitnych przedstawicieli królowej sportu. Większość z nich jednak do klubu trafiła już jako ukształtowani sportowcy, a w Piaście trenerzy tylko szlifowali ich umiejętności, co oczywiście też trzeba było dobrze wykonać.
Ewa Gryziecka urodziła się wprawdzie w Katowicach, ale od dziecka mieszkała w Gliwicach. Jej przygoda z lekką atletyką zaczęła się w szkole podstawowej.
– Były wówczas przez Piasta organizowane tzw. „Czwartki lekkoatletyczne”. Na stadion zabierali nas nauczyciele. Moim był Andrzej Paca. Startowałam w czwórboju. To był rzut piłeczką, skok wzwyż, skok w dal i bieg. Brałam udział we wszystkich tych konkurencjach, ale wyróżniłam się w rzucie piłeczką palantową. Wygrałam wówczas ten czwórbój – wspomina w jednym z wywiadów była lekkoatletka.

To była ósma klasa. Potem Gryziecka zaczęła swoją edukację w Technikum Łączności. Nie była to wymarzona placówka jeśli chodzi o sport, ale pracował tam Zenon Sęk.
– W szkole tej wówczas nie było nawet sali gimnastycznej więc o uprawianiu sportu nie myślałam. Natomiast na jednej z akademii recytowałam wiersz i wtedy zauważył mnie Zenon Sęk. Podszedł do mnie i powiedział. „To ja cię po całych Gliwicach szukam, a ty jesteś u mnie w szkole” – śmieje się była już lekkoatletka.
Królowa sportu to dyscyplina, która tylko z pozoru jest łatwa do uprawiania. Przede wszystkim trzeba mieć bardzo silną psychikę i dużo wytrwałości, a oprócz tego mocno i dużo pracować fizycznie, aby zaistnieć na arenach.
– Pierwsze zajęcia nie były łatwe. W zasadzie to uczyłam się jak trzymać oszczep, jak rzucić nim, aby się wbił. To trwało pół roku zanim zaczęłam rzucać na zawodach. Treningi też łatwe nie były. Jak byłam trochę bardziej już doświadczoną zawodniczką to dużo pracowało się na siłowni, biegało po górach na obozach. Ta siła też była bardzo ważna – wskazuje zawodniczka Piasta Gliwice.

W końcu trenerzy pozwolili jej wystartować na pierwszych zawodach.
– To był jakiś mecz lekkoatletyczny między Gliwicami a Knurowem z tego co pamiętam. Rzuciłam około 25 metrów. Jeszcze wtedy równolegle skakałam wzwyż. Potem z roku na rok osiągałam coraz lesze wyniki – zaznacza.
Już w 1966 roku, wówczas jeszcze 18-letnia Ewa rzucała już w okolicach 50 metrów. To zaowocowało powołaniem do kadry młodzieżowej Polski. Wtedy też przyszedł pierwszy sukces. Brązowy medal na europejskich Igrzyskach Młodzieży.
– Po tych zawodach, gdzie zdobyłam brązowy medal zaczęto na mnie już mocniej zwracać uwagę. Zostałam zaproszona na obóz kadry do Spały. Przyjechał tam mój trener Zenon Sęk. Na tym zgrupowaniu trener reprezentacji Edmund Jaworski powiedział mu, abym odpuściła sobie skok w dal, który wówczas jeszcze uprawiałam, a skupiła się na oszczepie i tak się stało – opowiada oszczepniczka z Gliwic.
Ciężka praca przełożyła się na pierwsze sukcesy w seniorach. W 1970 i 1971 roku Ewa Gryziecka została wicemistrzynią Polski. Jej jednak wciąż było mało.
– Wtedy prym w oszczepie wiodły Lucyna Krawcewicz i Daniela Jaworska. Ja jednak zawsze chciałam być najlepsza w grupie, to mobilizowało mnie i koleżanki. Wygrałam tę rywalizację. Jak już trafiłam do kadry to niektóre starsze zawodniczki musiały odejść. Wiązało się to z osiągnięciem minimum.
Przełomowy był rok 1971. Wtedy Ewa Gryziecka osiągnęła apogeum formy.
Zaczęłam od rekordu Polski 61,20m. To były zawody w Warszawie. Był przeciwny wiatr, ale ja to umiałam wykorzystać w przeciwieństwie do innych zawodniczek. Potem na każdych zawodach poprawiałam się o metr. Zostałam wówczas uznana przez Przegląd Sportowy za największą sportową niespodziankę roku – wspomina Gryziecka.
W 1972 roku odbyły się Igrzyska Olimpijskie. Oszczepniczka z Gliwic mocno pracowała i liczyła, że w Monachium sięgnie po medal, bo odległości, które uzyskiwała dawały taką szansę. Przydarzyła się jednak kontuzja, która zakłóciła rytm treningowy.
– W roku olimpijskim miałam kontuzje. Cykl treningowy się przesunął i forma przyszła za wcześnie. Na zawodach w Bukareszcie pobiłam rekord świata. Pamiętam jak organizatorzy długo szukali taśmy, bo aby go zaliczyć, musieli mieć pewność, że wszystko jest zgodne z przepisami. Odległość 62,70 uzyskałam w pierwszej próbie i potem już nie rzucałam. To był fajny wynik i miałam dużą satysfakcję – mówi była rekordzistka.
Rzutem na odległość 62,70 Gryziecka poprawiła o 30 centymetrów mający już wówczas 8 lat i należący do Jeleny Gorczakowej rekord świata. Wynik ten uzyskała o godzinie 17:46, a już o 18:20 (czyli 34 minuty później) na zawodach w Poczdamie zawodniczka NRD Ruth Fuchs poprawiła wynik Polki osiągając 65,06.O tym jednak Gryziecka dowiedziała się dopiero kilka godzin później.

W tym samym roku Ewa Gryziecka sięgnęła po swój pierwszy tytuł mistrzyni Polski Seniorów w rzucie oszczepem. Wydawało się, że zawodniczka Piasta Gliwice jest w optymalnej formie, by sięgnąć po medal na Igrzyskach Olimpijskich, które wówczas odbyły się w Monachium. Nadzieje i oczekiwania były ogromne, ale skończyło się na 7 miejscu. Oszczep poleciał wówczas na odległość 57 metrów, a więc prawie 6 metrów krócej od rekordu życiowego. Wielu zawodników pewnie byłoby takim osiągnięciem usatysfakcjonowanym, ale nie pani Ewa.
– To był dla mnie straszny zawód. Po prostu… zapomniałam tam, jak się rzuca. Wszystko zaczęło się od eliminacji. Minimum kwalifikacyjne wynosiło 54 metry. Dla mnie to była bułka z masłem. Tymczasem nie osiągnęłam minimum, zbliżając się do niego w ostatniej próbie, i do finału awansowałam z jedenastym wynikiem. To spowodowało, że nie potrafiłam się odnaleźć w finale – mówiła Gryziecka.
Triumfowała Fuchs – 63,88 m. Druga była Jacqueline Todten z NRD – 62,54 m, a trzecie miejsce zajęła Amerykanka Kate Schmidt – 59,94 m. Niespodzianką był brak w finale Danieli Jaworskiej, ówczesnej mistrzyni Europy z 1971 roku z Helsinek.
Potem nastąpiła przerwa na macierzyństwo. Już jako żona medalisty Igrzysk Olimpijskich – Czesława Kwiecińskiego pani Ewa wróciła na rzutnię. W 1975 roku sięgnęła po drugi tytuł mistrzyni Polski Seniorów. W tym samym roku w Londynie zwyciężyła w półfinale zawodów Pucharu Europy. 7 maja 1978 roku na stadionie w Gliwicach rzuciła oszczepem na odległość 57,42m, czyli dalej niż na Olimpiadzie w Monachium. Nic jednak nie trwa wiecznie. Rok później zawodami w Zabrzu Ewa Gryziecka – Kwiecińska pożegnała się z profesjonalnym uprawianiem sportu, ale pozostały wspomnienia i oszczepy, które do dziś przechowuje w gliwickim mieszkaniu.
– Z trenerów najbardziej wspominam Zenona Sęka, Edmunda Jaworskiego, Hieronima Głogowskiego, trenera Skarżyńskiego, a w klubie Jerzego Kotowskiego. To były fajne czasy. W sekcji tworzyliśmy taką jedną wielką rodzinę. Tam nie chodziło się tylko na trening. Życie sportowca też było bardzo ciekawe – podsumowuje Ewa Gryziecka – Kwiecińska.
Pani Ewa razem z mężem, dwukrotnym medalistą Igrzysk Olimpijskich mieszka w Gliwicach. Ma troje dzieci. Jeszcze niedawno prowadziła własną firmę transportową. Często można spotkać ją na zawodach lekkoatletycznych organizowanych na nowym stadionie położonym przy ul Syriusza. Jest dobrym duchem sekcji LA przy GKS Piast.
Postanowieniem prezydenta RP Aleksandra Kwaśniewskiego z 14 grudnia 1999 została też odznaczona Złotym Krzyżem Zasługi za zasługi dla rozwoju sportu, za osiągnięcia w działalności na rzecz Polskiego Związku Lekkiej Atletyki.

Opracowanie: piast.gliwice.pl