Jestem dumny, że do końca byłem wierny Piastowi

ryszard-kaluzynskiPiast Gliwice skończy w tym roku już 70 lat. Jest to najlepsza okazja, aby przypomnieć kibicom te przyjemne i te trudne chwile z historii klubu, a także przybliżyć sylwetki sportowców. Jedną z żyjących legend Piasta jest Ryszard Kałużyński. Przed meczem z Górnikiem Zabrze  klub z Okrzei przypomniał sylwetkę i karierę sportową popularnego „Jacka”. Kim był Ryszard Kałużyński, dowiecie się o nim wszystkiego z wywiadu rzeka, której udzielił piast.gliwice.pl pan Ryszard.

O pięć lat młodszy od Piasta jest legendarny już dziś piłkarz, żywa ikona gliwickiego klubu – Ryszard Kałużyński. „Jacek”, bo taki pseudonim boiskowy miał ten zawodnik, jest bezsprzecznym rekordzistą jeśli chodzi o lata spędzone w jednym klubie, Barw Piasta bronił przez 20 lat, rozegrał 491 oficjalnych spotkań, spędził na murawie 43 718 minut, strzelając przy tym 23 gole. Daleko za nim jest Jerzy Apostel, który też ma imponująca liczbę występów, bo 393 gry. Pierwszą trójkę zamyka Lesława Dunajczyk – 379 rozegranych spotkań.

Dziś, aby zacząć trenować w jakimkolwiek klubie należy po prostu zapisać się, zrobić badania lekarskie, opłacić składkę To wystarczy, aby już na drugi dzień móc mówić, że jest się zawodnikiem takiego a takiego klubu. Ponad 55 lat temu, gdy Ryszard Kałużyński zaczynał swoją przygodę z piłką tak łatwo zawodnikiem się nie zostawało. – Aby móc zacząć trenować trzeba było mieć skończone co najmniej 10 lat i coś już umieć. Z ulicy chłopaków nie brali. Były jednak wtedy bardzo popularne turnieje „dzikich drużyn”. Brało w nich udział wielu chłopców. Tam wypatrzył mnie jeden trenerów, zaprosił na trening i tak się zaczęła moja przygoda z Piastem – wspomina początki gry w gliwickim klubie pan Ryszard.

Współcześnie, wystarczy wejść do sklepu sportowego, stanąć przy odpowiednim stoisku i jedynym problemem jaki spotyka początkującego sportowca jest wybór firmy czy koloru sprzętu piłkarskiego, a jak wtedy z tym było? – Wszystkiego brakowało, ryszard-kaluzynskiale największy problem mieliśmy z butami. Dostępne było tylko obuwie przeznaczone dla kolarzy. Więc kupowaliśmy te buty, zanosiliśmy do szewca, ten dorabiał kołki ze skóry i graliśmy do pierwszego deszczu, bo jak namokły te buty, to powiększały się same o kilka numerów. Koszulki i spodenki szyło się z dostępnego płótna, ale nie narzekaliśmy – o tym w w czym grał i trenował opowiada Ryszard Kałużyński.

Warunki socjalne też do komfortowych nie należały. – Będąc juniorem rzadko po treningu mogliśmy się wykąpać w ciepłej wodzie. W zasadzie to dopiero, gdy trafiłem do pierwszego składu mogę mówić o czymś takim jak odnowa. Saunę to mieliśmy zrobioną w szatni, oczywiście nie wyglądało to tak jak dziś.-

Jeszcze 15 lat temu obiekt przy ul. Sokoła na którym wychowało się kilka pokoleń piłkarzy przypominał bardzie teren do uprawiania biegów przełajowych niż boisko treningowe. Górki, dołki, kępki trawy stanowiły naturalną przeszkodę dla zawodników, podobnie było na stadionie przy ul. Roboczej – Trawa to tam była, ale za liniami końcowymi i bocznymi, środek był piaszczysty, nam to jednak nie przeszkadzało – opowiada Ryszard Kałużyński.

Piast polskiej piłce dostarczył nie kilkunastu, ale kilkudziesięciu wybitnych piłkarzy. Spokojnie można by z zawodników, którzy wybili się w naszym klubie zebrać 11 reprezentantów Polski. W 1963 roku trampkarze Piasta wywalczyli tytuł Mistrza Śląska. Sześć lat później ta drużyna już jako juniorska powtórzyła ten sukces. W kadrze tego zespołu był Ryszard Kałużyński – W zasadzie to chyba wszyscy, którzy wywalczyli ten tytuł później trafili do pierwszego składu Piasta. W tamtych czasach było tak, że to my gliwiczanie stanowiliśmy zdecydowaną większość w drużynie, Teraz jest niestety inaczej, dominują zawodnicy zagraniczni oraz z innych klubów.

Piast po słynnej fuzji z 1964 spadł do III ligi i spędził w niej cztery sezony. W 1968 roku gliwiczanie powrócili na drugoligowe boiska. 13 czerwca tegoż roku w meczy przeciwko Pogoni Prudnik swój pierwszy występ w seniorach zaliczył Ryszard Kałużyński. – Pamiętam ten dzień doskonale. Graliśmy na stadionie XX-lecia. Był komplet , chyba z 15 tys. ludzi. Wtedy praktycznie zapewniliśmy sobie awans do II ligi – wraca pamięcią do swojego debiutu stoper Piasta.

ryszard_kaluzynski_stareJuż po roku jednak pobytu na zapleczu ówczesnej ekstraklasy gliwiczanie zostali zdegradowani. 14 miejsce w tabeli, wtedy nie wystarczyło do utrzymania się w gronie drugoligowców. Po roku banicji jednak niebiesko-czerwoni wrócili do II ligi i zostali tam na 20 lat. – To były wspaniałe czasy. Jako klub spędziliśmy w tej II lidze najwięcej sezonów, a ja chyba mam na koncie najwięcej występów z polskich piłkarzy na tym szczeblu rozgrywek – wspomina Ryszard Kałużyński.

Rzeczywiście dekada lat 70-tych i 80-tych to bardzo dobry okres w historii gliwickiej piłki, nie podkreślony jednak awansem do I ligi, dlaczego ? – Na pewno nie było, że piłkarze nie chcieli,. Tak się mówiło, ale to nieprawda. Wokół Gliwic było sporo bardzo silnych klubów. Górnictwo miało zawsze więcej pieniędzy i większe przebicie, My jako klub hutniczy nie mieliśmy takiej siły przebicia – odpowiada „Jacek”.

Piast w tamtym okresie rzadko przegrywał na własnym stadionie. W zasadzie zdarzało się to sporadycznie. Nic w tym jednak dziwnego, skoro gliwiczanie mieli najlepszą obronę w Polsce – Był taki okres, gdy razem Marcinem Żemaitesem, Jasiem Jondą i Tadziem Pawlikiem stanowiliśmy dla napastników innych drużyny zaporę nie do przejścia. Mówiono, że stanowimy najlepszą formację defensywną w Polsce. – o kulisach dobrej gry w tamtym okresie mówi Ryszard Kałużyński.

W 1978 roku Piast po raz pierwszy zagrał w finale Pucharu Polski, drugi raz gliwiczanie przed szansą wywalczenia tego trofeum stanęli 5 lat później. Puchar jednak do Gliwic nie przyjechał, dlaczego? – Przed drugim finałem, gdzie graliśmy z Lechią Gdańsk od początku coś było nie tak. Zaczęło się, że nie chcieli nas wpuścić na stadion z autokarem. Na murawę wyszliśmy mocno zdenerwowani, Lechia to wykorzystała – żałuje, że nie udało się zdobyć trofeum popularny „Jacek”.

Ryszard Kałużyński pozostaje jedynym piłkarzem Piasta, który w finale wpisał się na listę strzelców.   W pierwszym meczu finałowym gliwiczanie ulegli bowiem Zagłębiu Sosnowiec 0:2. W tym drugim z Lechią 1;2. – Droga do pierwszego finału była zdecydowanie trudniejsza. Z meczami pucharowymi zresztą wiążą się moje najmilsze wspomnienia z kariery. Wygrywaliśmy z pierwszoligowcami. Pamiętam jak 30 tys. ludzi na stadionie XX-lecia cieszyło się, gdy rozgromiliśmy Lecha Poznań 3:1 –

Nie tylko jednak o tytuły mistrzowskie Piast walczył w tym okresie. Zdarzyło się tez walczyć o utrzymać. – Był taki mecz z Motorem Lublin. Musieliśmy go wygrać, aby nie spaść. Daliśmy z siebie wszystko, Szkoda, że nie ma materiału video, bo można by ten mecz pokazać dzisiejszej drużynie. W tamtym spotkaniu było ogromne zaangażowanie, walka i chęć odniesienia zwycięstwa do końca .

kaluzynski1

Ryszard Kałużyński zaczął swoja przygodę Piaście i w tym klubie ją zakończył. Dlaczego nie odszedł, choć był jednym z najlepszych stoperów w Polsce? – Propozycje pojawiały się praktycznie w każdym sezonie. Chyb a jednym klubem, który nie proponował mi kontraktu, był Górnika Zabrze – uśmiecha się „Jacek” – Większość zawodników była z Gliwic, byliśmy wszyscy bardzo przywiązani do Piasta,. Ja czułem się tu dobrze, nigdy nie myślałem o tym aby zmienić klub – wyjaśnia powody pozostanie.

Współcześnie na stadionie można spotkać kilka grup kibiców. Są tacy, co śpiewają, dopingują, są ci spokojniejsi, sektory dzielą się na ultrasy, pikniki, vIpowskie, rodzinne., a jak to było w latach 70-tych?

– Trudno to porównywać do dzisiejszych czasów. To był jednak wielki piknik Już na długo przed meczem przychodziło się na mecze, potem się zostawało i bawiło często do późnych godzin. Kibiców przychodziło zresztą zdecydowanie więcej. Na Okrzei, jak graliśmy z Motorem Lublin o utrzymanie, było chyba z 10 tys. ludzi. Kibicowano też inaczej, nie było to tak w zorganizowany sposób. Było spokojniej, owacje przy strzeleniu bramki, kibice wbiegali na murawę, aby dać nam kwiaty, takie to były czasy wzdycha Ryszard Kałużyński.

Skąd się wziął boiskowy pseudonim „Jacek”? – Jak pojechałem na pierwszy mój obóz z I zespołem do Bułgarii do Złotych Piasków. Miałem 18 lat, tam mnie właśnie tak ochrzczono i tak jest nawet do dziś – śmieje się jeden z najlepszych stoperów w historii Piasta.

– Karierę zakończyłem w 1987 roku w ostatnim meczu II ligi ze Ślęzą Wrocław. Były kwiaty, brawa kibiców, pożegnanie i łzy, – To były piękne chwile, które spędziłem na tych dwóch stadionach XX-lecia i Okrzei. Jestem dumny, że do końca byłem wierny niebiesko-czerwonym barwom – podkreśla na koniec Ryszard Kałużyński, żywa legenda Piasta Gliwice.

W 1995 roku Ryszard Kałużyński został wiceprezesem d.s. piłki nożnej,. Był współarchitektem reaktywowanej drużyny seniorów. Jego marzeniem wówczas było, a by Piast powrócił do II lig. Jest w ekstraklasie, a pana Ryszarda możemy spotkać na każdym meczu w Gliwicach, bo w jego sercu jest Piast – na dobre i na złe.

ryszard-kaluzynski-new

 Rozmawiał Grzegorz Muzia
Wywiad z archiwum piast.gliwice.pl

3 Komentarze
Najstarsze
Najnowsze Najwięcej głosów
Opinie w linii
Zobacz wszystkie komentarze
norbi

Pamiętam ten mecz z Motorem Lublin. Do przerwy 0-1 potem dwie bramki Fajferka i zwycięstwo 2-1. Był zimny deszczowy dzień.

łabędyPiast

Jacek- to legenda Piasta, tyle wspaniałych meczy. Mecz z Motorem na Okrzei, ulewa nad stadionem, morze parasoli na trybunach, nie było gdzie szpilki włożyć, wszystko zajęte, do przerwy przegrywamy a potrzebne było zwycięstwo, i tak jak Kałużyński mówi, Piast z ogromna determinacją i wolą walki wygrywa ten mecz 2-1, na trybunach taka euforia jak byśmy mistrzostwo zdobywali, a to był bezpośredni pojedynek o utrzymanie w ówczesnej II lidze
Deptani przez lata przez władze komuny nie mogliśmy wejść sportowo do I ligi i zagrać w elicie, a mieliśmy dobry skład, teraz juz inne czasy, gramy juz w Ekstraklasie, i musimy wszystko zrobić aby w niej pozostac, i na boisku i na trybunach.

coroner

Święte słowa. Nic dodać, nic ująć. Amen 🙂