Daniel Mąka miał okazję już nie raz grać przeciwko Piastowi, ale w barwach warszawskiej Polonii, którego to klubu był zawodnikiem przez kilka sezonów. Urodzony w stolicy zawodnik szybko jednak zaaklimatyzował się na Śląsku, stając się podstawowym piłkarzem zespołu Dariusza Fornalaka. W niedzielny wieczór chciał , razem z kolegami z drużyny udowodnić, że Polonia jeszcze nie została skreślona z pierwszoligowej listy.Bez powodzenia jednak
– Chcieliśmy pokazać kibicom, że w tych ostatnich meczach, które zostały nam do rozegrania damy z siebie wszystko, wiedząc że są to mecze o życie. Pokazaliśmy determinację i wolę walki. Tak się ułożyło to spotkanie, że przez większość czasu graliśmy z jednym zawodnikiem mniej. To wyzwoliło w nas jeszcze większą determinację, ale wygrać się nie udało – mówi napastnik Polonii
Kluczowym momentem w tym meczu było wyrzucenie z boiska Błażeja Vaszczaka, co potwierdza Mąka – Gdy było nas 11 na boisku, to graliśmy jak równy z równym. Gdyby tak zostało, ten mecz mógł potoczyć się inaczej. Nie ma co jednak gdybać. Dostaliśmy czerwoną kartkę, przegraliśmy i wyjeżdżamy z Gliwic na tarczy
Mimo że bytomianie grali w osłabieniu , do 62 min prowadzili – W przerwie powiedzieliśmy sobie w szatni, że nie możemy się cofnąć, bronić tylko wyniku, bo to źle się skończy. Strzeliliśmy gola, ale nie udało nam się utrzymać wyniku i w konsekwencji zrealizować planu – analizuje wychowanek Agrykoli Warszawa.
Polonia w końcówce pierwszej połowy straciła również Killara, który z powodu kontuzji przed czasem musiał opuścić plac gry. Na dodatek, w minioną środę goście z Bytomia rozegrali mecz z Wartą Poznań. Te czynniki, jak się miało okazać w ostatnich 30 minutach zadecydowały o końcowym wyniku – To prawda, Gdzieś tych sił końcówce nam zabrakło, co było konsekwencją straconych bramek. Ale jak się przez 70 min gra jednym zawodnikiem mniej, to może zabraknąć konsekwencji i koncentracji – przyznaje Mąka.
Opracowanie – Grzegorz Muzia
Foto – Marcin Gleń