Piast – Słoneczny Stok, pod szatniami

Futsalowa drużyna Piasta nie straciła w tym sezonie jeszcze punktu. W minioną niedzielę gliwiczanie pokonali Słoneczny Stok Białystok 6:4. Po pierwszej połowie wydawało się, że podopieczni Orlando Duarte bez większego problemu ograją białostoczan, bo prowadzili 3:0.  Po przerwie jednak goście bliscy byli sprawienia niespodzianki.

– W pierwszej połowie Piast nas zdominował. Myśmy czekali na kontry i takie akcje były, ale nie zamieniliśmy ich na bramki. Trzeba jednak powiedzieć, że Piast w przekroju całego meczu był lepszym zespołem, ale jak pokazało boisko, można było trochę gliwiczan „ugryźć”. Aby jednak wygrać z tak dobrą drużyną, trzeba wykorzystywać prawie wszystkie sytuacje i liczyć na dzień konia bramkarza. Myślę jednak, że z podniesionym czołem schodziliśmy z boiska, podjęliśmy walkę, mecz był fajny dla kibiców za to kocha się futsal – tak podsumował występ swoich podopiecznych Adrian Citko – grający trener Słonecznych.

Wysokie prowadzenie, a przede wszystkim łatwość przy zdobyciu goli chyba trochę uśpiło czujność gospodarzy, bo po przerwie szybko stracili dwie bramki i przez chwilę zanosiło się na remis.

– Prowadziliśmy 3:0 i wydawało się, że mamy mecz pod kontrolą. Jednak zaraz po wyjściu na drugą połowę dostajemy pierwszą, a chwilę później drugą bramkę. Przeciwnik łapie kontakt i robi się nerwowo. Potem znów wychodzimy na dwubramkowe prowadzenie, ale rywal znów nas trafia i w konsekwencji do 40 minuty graliśmy z nożem na gardle – tak natomiast podsumował przebieg tego spotkania Mateusz Mrowiec.
Białostoczanie nie mieli nic do stracenia i od początku drugiej połowy zdecydowali się na grę z wycofanym bramkarzem. Efekt był piorunujący, bo już po 5 minutach gry goście zdobyli dwa gole.

– Nie mieliśmy nic do stracenia. Chcieliśmy też sprawdzić grę w przewadze w perspektywie następnych spotkań. Ćwiczymy to na treningach. Cieszy skuteczność w tym elemencie, ale niestety za to punktów się nie przyznaje – ocenia Adrian Citko.

– Mając wynik 3:0 do przerwy, chcieliśmy te akcje pchać do przodu i strzelać kolejne bramki, jednak tak się nie stało. To rywal nas trafiał, straciliśmy cztery gole z przewagi. To daje domyślenia, aby skorygować ten element przed meczem z Toruniem – zaznacza Mateusz Mrowiec.

Na szczęście gliwiczanie szybko odpowiedzieli najpierw golem Śmiałkowskiego, a potem dwoma bramkami Mrowca, których przez długi czas w tym meczu miał problem z pokonaniem golkipera Słonecznych.

– Fajnie, że w końcu udało się zdobyć te bramki, bo ta pierwsza długo nie chciał wpaść, oddałem chyba z 10 strzałów i nic – kręcił głową zawodnik.

23-latek przed tym meczem przebywał na zgrupowaniu reprezentacji Polski. Zaliczył swój debiut w narodowych barwach i jeszcze zdobył premierowego gola.

– To było bardzo fajne przeżycie i cenne doświadczenie. Dziękuję trenerowi Korczyńskiemu, że dał mi szansę. Myślę, że pokazałem się z dobrej strony i mam nadzieję, że przyjdą kolejne powołania – mówi pivot Piasta.
Kariera sportowa wychowanka Gwiazdy Ruda Śląska rozwija się wręcz podręcznikowo. Mając 20 lat zadebiutował na najwyższym szczeblu rozgrywkowym. W swoim pierwszym sezonie zdobył 7 goli. W kolejnym wskoczył na jeszcze wyższy level, bo strzelił aż 30 bramek. Teraz jeszcze doszły trzy występy w reprezentacji i premierowy gol.

– Kiedyś sobie założyłem, że musi być pierwsza bramka w Ekstraklasie, potem pierwszy hat-trick i pierwszy gol w reprezentacji i to się stało w meczu z Finlandią – uśmiecha się Mateusz Mrowiec.
Dodajmy, że meczu z Słonecznym Stok Białystok „Mrówa” zaliczył jeszcze dwie asysty.

Źródło: piast.gliwice.pl/futsal
Foto. M Duśko

0 Komentarze
Najstarsze
Najnowsze Najwięcej głosów
Opinie w linii
Zobacz wszystkie komentarze