Piast wygrywając z Koroną podtrzymał serię zwycięstw przed własną publicznością w tym roku. Co więcej gliwiczanie po raz kolejny nie stracili u siebie gola.
Biorąc pod uwagę tylko punkty zdobyte na własnym boisku, to Piast jest drugie w tabeli. Niebiesko-czerwoni u siebie wygrali 11 spotkań, trzy zremisowali i tylko jeden przegrali. Lepsza pod tym względem jest tylko Lechia, która na własnym stadionie nie przegrała ani jednego meczu.
– Przyzwyczailiśmy już siebie i kibiców do solidnej gry w obronie, a w tym meczu, mimo wysokiego zwycięstwa nie ustrzegliśmy się błędów. Całe szczęście, że Korona swoich sytuacji nie wykorzystała, bo różnie to mogło się potem potoczyć. My natomiast mieliśmy więcej okazji na strzelenie bramek. Najważniejsze jednak, że dopisujemy sobie kolejne trzy punkty – tak podsumował ostatni w rundzie zasadncizje mecz Marcin Pietrowski.
Te spotkanie nie wyglądało tak jak poprzednie rozgrywane na Okrzei. Długimi momentami to Korona była drużyną przeważającą.
– Trzeba znaleźć tę równowagę między cofnięciem się i czekaniem aż przeciwnika coś zrobi, a mądrym wyprowadzaniem kontr. Nam się to udawało, ale Korona zagrała naprawdę dobrze – tłumaczy „Pietro”
Dzięki wygranej gliwiczanie zachowali pięciopunktową przewagę nad Cracovią i odrobili trzy oczka do Lechii. Teraz tracą do gdańszczan 7 punktów.
– Ciężko powiedzieć czy to dużo czy mało. Można by było teraz już mówić, że trzecie miejsce jest pewne, a walczymy o mistrzostwo. Ale myślę, że to nie ma sensu. Jest jeszcze 7 kolejek i wiele może się wydarzyć. Na razie cieszymy się z tego, co mamy i gramy o kolejne punkty – wyjaśnia.
Nie tylko jednak Lechię trzeba by przegonić, ale też Legię, aby sięgnąć po tytuł.
– Myślę, że nie ma chłopaka w drużynie, który by o tym nie marzył, ale trzeba być też realistą. Powtarzam, na razie najważniejszy jest najbliższy mecz.
Wychowanek Lechii walczy nie tylko o swój drugi medal w karierze, ale tez o przedłużenie kontraktu, który wygasa z końcem czerwca br. W meczu z Koroną dał sygnał, że warto nad tym się zastanowić. Zdobył bramkę i został wybrany do 11 kolejki.
– Długo na to czekałem. Dziś była taka decyzja, że wchodzę na stały fragment. Chyba tym zaskoczyliśmy rywali, bo udało mi się uzyskać pozycje i oddać strzał – opisuje wychowanek Lechii.
Gol ten padł po rykoszecie, a pierwsze trafienie było bramką samobójczą. Szczęście wyraźnie więc sprzyjało gospodarzom.
– Szczególnie ta pierwsza bramka była kuriozalna, dużo przypadku, ale to nam pomogło, bo Korona do momentu zdobycia gola, zdusiła nas na naszej połowie. Trochę szczęścia też jest w piłce potrzebne – tłumaczy.
Następne spotkanie Piast rozegra w sobotę. Gliwiczanie po raz kolejny zmierzą się z Lechią z którą jeszcze w tym sezonie nie wygrali. Dla wszystkich drużyn będzie to ostatnia okazja, aby jeszcze poprawić coś w swojej grze.
– Zaraz będą mecze co trzy i ten tydzień to jest taka ostatnia okazja, aby jeszcze popracować nad błędami – przyznaje Pietrowski.
Źródło: piast.gliwce.pl