Jerzy Cich, ostatni wywiad (archiwum Piast.Gliwice.pl)

W środę, 16 maja 2012 roku na Cmentarzu Leśnym w Monachium odbyła się smutna uroczystość ostatniego pożegnania, obok Jerzego Klejnota, najwybitniejszego trenera piłkarskiego, jaki urodził się i wychował w Gliwicach – Jerzego Cicha.

W ostatniej drodze oprócz znajomych, rodziny, towarzyszyli mu też Lesław Dunajczyk, Kazimierz Gontarewicz i  Reiner Murek, byli piłkarze Piasta Gliwice i GKS Gliwice

– Był jak  prawdziwy ojciec. Jako  trener bardzo wymagający, wymagał wyników, ale sprawiedliwy. Potrafił docenić, gdy ktoś się starał i zganić, gdy ktoś się obijał. Umiał też wysłuchać, wesprzeć, wyjątkowy człowiek – wspomina legendarnego trenera Reiner Murek, jeden z jego licznych wychowanków.

Jerzy Cich miał wyjątkową zdolność znajdowania i szlifowania piłkarskich diamentów. Organizował turnieje dzikich drużyn i tam znajdował swoich przyszłych zawodników, późniejszych reprezentantów Polski – Wszystkich nas wyłapał na turniejach dzikich drużyn. Nasze zespoły nazywały się Światowid Gliwice, Honwed, Zryw. Tam zaczynali  Musiałek, Gerlich, Szaciło, Rusin. Z dzikich drużyn przyszli też Lubański i Marx. W turnieju mogła wygrać jedna drużyna, ale z każdej Cich typował jednego zawodnika, któremu dawał potem szansę uczestnictwa w treningach – dodaje Murek.

Ostatnie pożegnanie odbyło się na Cmentarzu Leśnym  w Monachium. W ceremonii wzięło udział około 60 osób. Oprócz najbliższej rodziny, małżonki Krystyny, córki, syna i wnucząt  obecna była delegacja z Gliwic. W ostatniej drodze panu Jerzemu towarzyszyli m.in. Kazimierz Gontarewicz i Lesław Dunajczyk, którzy złożyli przygotowany przez Ryszarda Kałużyńskiego wieniec z emblematami piastowskimi. Na kolejnej wiązance widzimy już w języku niemieckim, słowa pożegnania od Reinera Murka i Reinera Kuchty. Obaj pochodzą z Gliwic, grali w naszych klubach, ale na stałe mieszkają w Niemczech. Na pogrzebie natomiast zabrakło Włodzimierza Lubańskiego, ulubionego wychowanka Cicha, czego nie mogła odżałować małżonka Krystyna.

Profesor Jerzy Cich jeszcze w wieku 75 lat wykładał na monachijskiej Politechnice. Był wprawdzie sportowcem, ale z wykształcenia inżynierem. W Niemczech pracował z młodzieżą w samym Bayer Monachium. Do ostatnich , swoich dni wspominał ten okres swojego życia, kiedy   pracował w Piaście.

We wrześniu 2002 roku miałem okazję rozmawiać  z legendarnym trenerem Piasta, panem Jerzym, który gościł na stadionie przy ul Okrzei z okazji meczu ligowego z Promieniem Żary.  Od tamtej pory minęło 10 lat, prawdopodobnie był to ostatni wywiad , jaki udzielił ten legendarny trener. Wywiad ukazał się w gazetce „Piastunki”. Przypominamy jego treść.

Grzegorz Muzia: Panie trenerze – lata siedemdziesiąte to pasmo największych sukcesów Piasta. Na stadiony przychodziło wtedy po kilkanaście tys. ludzi. Starsi kibice z łezką w oku wspominają tamte czasy. Jednym z twórców ówczesnych sukcesów jest Pan. Przypomnijmy, że to właśnie pod komendą Jerzego Cichego niebiesko-czerwoni po raz pierwszy zagrali w finale Pucharu Polski, a wcześniej były wspaniałe zwycięstwa nad takimi firmami jak ŁKS Łódź czy Lech Poznań. Jak Pan wspomina tamte czasy ?

Jerzy Cich – Tamte czasy wspominam bardzo mile i często wracam do nich pamięcią.  To był najlepszy okres w mojej karierze. Pracowałem wtedy z Jurkiem Klejnotem. Ale czasy i warunki były inne. Zresztą sami wiecie jak to jest teraz z utrzymaniem zespołu. W Polsce bywam dwa razy do roku i muszę przyznać, że troszkę dobrej roboty w Piaście zrobiono. Wystarczy popatrzeć na stadion, który prezentuje się okazale, a piłkarze być może za rok zagrają w II lidze, sukces sportowy więc też jest.

G.M.  Mówią, że w czasach realnego socjalizmu nie zawsze sportowa postawa czy umiejętności decydowały o tym czy grało się w drugiej czy pierwszej lidze. Czy rzeczywiście tak było, że Piast nie mógł awansować do pierwszej ligi, bo na Śląsku bardziej liczyły się takie firmy jak Górnik Zabrze czy Ruch Chorzów ?

J.C. – Górnik Zabrze miał bardzo wygodną sytuację, myśmy byli słabsi i nie mieliśmy takiego poparcia, zabrzanie mieli za sobą górnictwo. Rzeczywiście tak było, że Górnik zabierał nam zawodników, ale nie sadzę, że to było odgórnie załatwiane, ja w to nie wierzę, a przynajmniej nie miałem takiego wrażenia. Teraz też tak jest, że zawodnicy przechodzą ze słabszych klubów do mocniejszych, albo tam gdzie lepiej płacą.

G.M. Największe Pana sportowe przeżycie jako trener ?

J.C – Finał Pucharu Polski w 1978. Potem był taki rok w którym byliśmy na pierwszym miejscu w tabeli, ale nastąpiła zmiana trenerów. Mnie i pana Klejnota wtedy zwolniono. Prowadziliśmy po jesiennej rundzie i mieliśmy mecz derbowy z bytomską Polonią, gdybyśmy ją pokonali prawdopodobnie weszlibyśmy do I ligi. Niestety nie udało się. To są jednak dawne czasy – nie ma co ich za bardzo roztrząsać, trzeba patrzeć w przyszłość

G.M. Który z zawodników z tamtego okresu utkwił panu najbardziej w pamięci? Chodzi nam o piłkarzy Piasta.

J.C. – Najbardziej związany byłem z tymi zawodnikami, którzy byli reprezentantami Polski jak Lubański, Musiałek, Marx, Hanke. Również doskonale pamiętam Marcina Żemaitisa i Ryśka Kałużyńskiego, obydwaj byli przez długie lata filarami defensywy, pamiętam też Adama Statowskieigo, czołowego strzelca, należy też wspomnieć o Leszku Dunajczyku no i o Jurku Apostelu – to był super bramkarz, chociaż nie zawsze się prowadził tak jak trzeba, ale był on z całą pewnością. jednym z największych talentów w Polsce

G.M.  Jak Pan ocenia dzisiejszy mecz, Piast zremisował 1:1. Co trzeba było zrobić, by to spotkanie wygrać ?

J.C. – Nie bardzo chciałbym się wypowiadać na ten temat, bo nie znam tych zawodników. Dziwna jednak wydaje mi się taka funkcja jak grający trener. Ja uważam, że te dwie pozycje – trener zespołu i zawodnik w polu nie dadzą się z sobą pogodzić. Trener musi obserwować, prowadzić drużynę, a co będzie jeśli trener zrobi błąd ? Co on wtedy powie zawodnikom ?

G.M. Czym się Pan zajmuje obecnie ?

J.C. – Mieszkam w Niemczech, mam już ponad siedemdziesiąt lat, od czasu do czasu przyjeżdżam do Polski, powspominać i porozmawiać ze znajomymi. Pracuje  jeszcze na uczelni  jako nauczyciel – 10 godzin tygodniowo.

Gazetka „Piastunki” – wrzesień 2002

0 Komentarze
Najstarsze
Najnowsze Najwięcej głosów
Opinie w linii
Zobacz wszystkie komentarze