Ostatnie dni przyniosły tyle informacji, że trzeba było przesunąć o kilka dni opublikowanie trzeciej części podsumowującej piłkarską jesień w Piaście Gliwice. Nadrabiamy zaległości i oddajemy tekst, w którym jeszcze raz wracamy do tego, co wydarzyło się pomiędzy 10 a 20 kolejką spotkań o mistrzostwo I ligi. Po 10. ligowych pojedynkach Piast z dorobkiem 19 punktów zajmował czwarte miejsce w tabeli, tracąc do prowadzącego Zawiszy tylko 3 oczka. Każdy, kolejny mecz mógł więc przesunąć gliwiczan na sam szczyt. Trzeba było jednak wygrywać kolejne potyczki i liczyć na wpadki rywali.

W ostatni weekend września zespół Marcina Brosza zmierzył się z Ruchem Radzionków. Popularne „Cidry” to wyjątkowo niewygodny rywal dla Piastunek. W poprzednim sezonie zespół z Radzionkowa dwukrotnie pokonał drużynę z Okrzei. W myśl jednak przysłowia, że do trzech razy sztuka z optymizmem i nadzieją wychodzili na murawę stadionu w Bytomiu/Stroszku gliwiczanie. Obawy jednak były, bo trener Piasta i tym razem zmuszony był dokonać korekt w składzie. Za żółte kartki pauzował Podgórski, kontuzjowany był Mariusz Zganiacz. W tej sytuacji na lewej pomocy od pierwszych minut zagrał Rafał Pietrzak. W linii środkowej znalazło się miejsce dla Marcina Pietronia. To nie był koniec roszad. Na lewej obronie debiutował Gediminas Paulauskas, pierwszy Litwin, jaki zagrał w Piaście. Ruch jednak tym razem rozczarował swoich kibiców. W pierwszej połowie bezdyskusyjnie lepszy był Piast, czego efektem był gol Łukasza Krzyckiego. Sprytnie jednak przy tej bramce zachował się Paulauskas, który niewidocznie dla arbitra przytrzymywał bramkarza gospodarzy, uniemożliwiając mu skuteczną interwencję. Zaraz po zmianie strony wynik na 2:0 podwyższył Urban. Wprawdzie w 56 min Mateusz Mak zdobył kontaktowego gola, ale potem, mimo usilnych starań więcej bramek Ruch już nie strzelił i punkty pojechały do Gliwic.
1-go października zawodnicy Piasta, tym razem pociągiem udali się do Świnoujścia, by powalczyć o kolejne zwycięstwo z miejscową Flotą. Marynarze tylko połowicznie okazali się gościnni, bo spotkanie to zakończyło się bezbramkowym remisem, choć gliwiczanie przez ponad pół meczu grali z przewagą jednego zawodnika. Pojedynek ten nie stał na wysokim poziomie i był zapowiedzią słabszych występów niebiesko-czerwonych.

Do Ząbek Piast jechał jak po swoje. Tamtejszy Dolcan do piłkarskich potęg nigdy nie należał i można było liczyć na komplet punktów. Trzynasta kolejka spotkań o mistrzostwo I ligi okazała się jednak pechowa nie tylko dla drużyny Piasta, ale i wiceprezesa klubu. Jarosław Kołodziejczyk próbował przed meczem wpłynąć na miejscowych działaczy, aby ci nie wpuścili na stadion przedstawicieli portalu kibiców Piasta. Jego sugestie zostały zlekceważone, a informacja poszła w świat. Jakby tego było mało, na murawie Piast uległ Dolcanowi 1:3, choć wynik tego pojedynku, za sprawą Jurado otworzyli gliwiczanie. W drugiej połowie gospodarze oddali trzy celce trafienie, które pozwoliły im cieszyć się z kompletu punktów.
Do Stróże podopieczni Marcina Brosza nie jechali już w roli faworyta. Tamtejszy Kolejarz od początku sezonu bowiem radził sobie nadspodziewanie dobrze, tyle, że nie w meczach u siebie. Zanim jednak obie jedenastki starły się ze sobą, miała miejsce karkołomna akcja przetransportowania z Grudziądza do Stróże kończącego zgrupowanie kadry – Mateusza Matrasa. Tą misję specjalną powierzono Januszowi Bodziochowi. Opłacało się, Piast z Matrasem w składzie wygrał to spotkanie 1:0, a złotego gola, z podania Pauluskasa zdobył Ruben Jurado.

W następny weekend, gliwiczanie jeszcze na stadionie w Wodzisławiu Śląskim, ale w roli gospodarzy podejmowali Bogdankę Łęczna. Marcin Brosz zdecydował się posadzić na ławce Rudolfa Urbana i Wojciecha Kędziorę. Eksperyment ten o mało co nie skończył się powtórką z poprzedniego sezonu, kiedy do Górnicy z Łęcznej na Bogumińskiej wygrali aż 4:0. W tym spotkaniu, jeszcze w 60 min Piast przegrywał 0:2. Pojawienie się na placu gry Kędziory, a potem Urbana odmieniło na szczęście losy tego pojedynku. „Kędi” wywalczył rzut karny, który sam wykorzystał. Na 6 min przed końcem meczu, Cicman doprowadził do wyrównania. Po raz kolejny jednak w roli głównej wystąpili nie zawodnicy, ale wiceprezes Jarosław Kołodziejczyk. Tuż po zakończeniu spotkania wiceszef zadzwonił do Dariusza Dudka, aby ten przekazał będącym na roztrenowaniu zawodnikom, by ci nie udzielili dziennikarzom pomeczowych wywiadów. Posłuszny drugi trener polecenie wykonał i zaczął się kolejny, medialny skandal. Fakt ten skrupulatnie odnotowały bowiem wszystkie, śląskie tytuły sportowe.
W XVII, kończącej pierwszą część sezonu kolejce w meczu o prestiżowe mistrzostwo jesieni Piast zmierzył się w Bydgoszczy z Zawiszą. Gliwiczanie rozegrali dobre zawody. Już w 29 min po bramce Gediminasa Paulauskasa prowadzili 1:0. Od 43 min jednak, po tym jak czerwoną kartkę za taktyczny faul zobaczył Łukasz Krzycki, goście musieli grać w 10. W ostatniej minucie tego meczu, Michał Masłowski oddal strzał życia, doprowadzając do remisu. Krzycki mógł sobie pluć w brodę podwójnie. Osłabił zespół, a na dodatek wyeliminował się z kadry na mecz otwierający nowy stadion.

Pierwszy mecz na nowej arenie Piasta zaplanowano na 5-go listopada 2011 r. Datę ostatniego odbioru obiektu do użytku ustalono natomiast na dzień 3-go listopada. Dla organizatorów rozpoczął się wyścig z czasem. Nie do końca udało się zapiąć wszystko na ostatni guzik, ale po godzinnych uroczystościach otwarcia, pan Marcin Szrek nakazał rozpoczęcie gry. W pierwszej połowie gliwiczan zjadł stres. Podopiecznym Marcina Brosza trzęsły się nogi, czego efektem była słaba gra i stracony gol. Prawdziwym, dwunastym zawodnikiem okazała się jednak publiczność. Z czasem piłkarze Piasta opanowali nerwy, poczuli moc dopingu i równość murawy. Na minutę przed końcem regulaminowego czasu gry, piłkę z autu wyrzucił Paulauskas, Bzdęga głową skierował ją przed bramkę, tam któryś z graczy Wisły wybił ją wprost pod nogi Podgórskiego, który uderzył bez namysłu doprowadzając do remisu. Historia lubi zapisywać się złotymi głoskami. Pierwszą bramkę na nowym stadionie zdobył wychowanek Piasta. Publiczność miała jednak oszaleć ze szczęścia 4 minuty później. Już w doliczonym czasie gry, po rogu wykonywanym przez Rudolfa Urbana, w podbramkowym zamieszaniu najlepiej zachował się doświadczony Klepczyński, strzelając zwycięskiego gola. Feta trwała długo, a dramaturgia ta miał się powtarzać w kolejnych pojedynkach na Okrzei.
Starcia Piasta z Arką zawsze miały zacięty charakter i padały w nich bramki. Tak też miało być w ten sobotni, chłodny, listopadowy wieczór przy Okrzei. 7,5 tysiąca widzów liczyło, że pierwsi gola strzelą gospodarze, ale to gdynianie już w 7 min za sprawą Petra Benata objęli prowadzenie. Arkowcy grali dobrze i nie zanosiło się, że niebiesko-czerwoni wyjdą z tego meczu cało. Piast ma jednak w składzie Wojciecha Kędziorę, któremu już w kołysce śniło się jak będzie strzelał gole Arce. „Kędi” wpisuje się na listę strzelców w zasadzie w każdym pojedynku przeciwko żółto-niebieskim. Tak miało być i teraz. W 41 min Kędziora doprowadził do wyrównania. Potem jednak znów Benat sprawił radość swoim kibicom. Niesamowita pogoń w końcówce meczu i gol strzelony w 85 min przez bohatera tego spotkania – Wojciecha Kędziorę pozwolił Marcinowi Broszowi odetchnąć z ulgą. Ewentualna porażka sprawiłaby, że Arka doskoczyła by do Piasta, a rywale z góry tabeli oddaliliby się na bezpieczną dla nich odległość.

Ostatni, kończący piłkarską jesień 2011 roku pojedynek miał być piłkarski świętem na Okrzei i tak się stało. W derbowym spotkaniu w którym Piast zmierzył się z Polonią Bytom było wszystko, co mógł wymarzyć sobie kibic. Bramki, sytuacje, spięcia, strzały w słupki i dramaturgia do ostatniej minuty. Pierwsza połowa nie zapowiadała jednak, że gliwiczanie łatwo ograją bytomian. Goście wspierani rzeszą tysiąca fanów grali poprawnie. Od 23 minuty musieli jednak radzić sobie w 10, bo czerwoną kartkę zobaczył Blażej Vaszczak. W końcówce tej polowy Dariusz Fornalak musiał pogodzić się jeszcze ze stratą podstawowego obrońcy – Łukasza Killara. Mimo tych osłabień, po zmianie stron, za sprawą najlepszego strzelca I ligi, Jakuba Świerczoka goście objęli nawet prowadzenie. Pokerowe zagranie, a w zasadzie podwójna zmiana w wyniku której na murawie pojawili się na raz Ruben Jurado i Adrian Świątek zmieniło oblicze tego pojedynku. Najpierw Świątek doprowadził do wyrównania. Na 2:1 podwyższył Jurado, a na koniec znów Święty dobił polonistów strzelając drugiego gola w tym spotkaniu.
Zespól Piasta w 20 rozegranych meczach podniósł z murawy 35 punktów. Składa się na to 10 zwycięstw, 5 remisów, 5 porażek. Pozwoliło to zająć czwarte miejsc w tabeli Do prowadzącej Pogoni, gliwiczanie tracą 6 oczek. Już pierwsze wiosenne starcie tych drużyn może dać odpowiedź na pytanie, czy Piast ma szanse na zajęcie I–go miejsca. Na pewno jednak podopieczni Marcina Brosza mogą wskoczyć na drugą lokatę, bo do Termalici tracą tylko dwa punkty. Niepokojąca jest liczba straconych bramek. 28 goli zazwyczaj tracą drużyny, który potem opuszczają ligę. Słabą stroną Piasta była więc gra w destrukcji. W większości spotkań drużyna musiała sobie radzić z adoptowanymi. bocznymi obrońcami. Słabo w rozbijaniu ataków rywali spisywała się też linia pomocy. Mocną stroną gliwiczan był atak. Kędziora, Jurado, Podgórski i Cicman stanowili o sile ofensywnej zespołu.
Przerwa zimowa będzie długa. Jest czas, aby wzmocnić zespół i dobrze się przygotować. Wiele będzie zależało od działaczy. Czy znajdą pieniądze na wyjazd do cieplejszych rejonów Europy i na wzmocnienia. Czy uda się pozyskać wartościowych zawodników. Na te pytanie odpowiemy sobie wiosną 2012 roku.
Grzegorz Muzia