Czym bliżej końca pierwszej części sezonu tym trudniej przychodzi Piastowi zdobywanie punktów. W sierpniu zespól Marcina Brosza w czterech meczach wywalczył 12 oczek, co dało fenomenalną średnią 3 pkt na mecz. We wrześniu w pięciu spotkaniach gliwiczanie wywalczyli 9. pkt, średnio 1,8 na mecz. W październiku nastąpił jednak regres. W pięciu rozegranych spotkaniach udało się powiększyć dorobek tylko o 5. oczek. Średnia spadła więc do 1 pkt, a to już, nawet biorąc pod uwagę fakt, że wszystkie spotkania były rozgrywane poza Gliwicami, jest zjawiskiem niepokojącym. Co się dzieje? Spróbuję to wyjaśnić.
Po ostatnim sezonie w klubie zrobiono rewolucję kadrową. Kontrakty rozwiązywano z dwóch powodów: sportowych i finansowych. Wiadomo było bowiem, że po nieudanym ataku na Ekstraklasę budżet pierwszoligowca będzie znacznie skromniejszy. Przypomnę, że w sezonie 2009/10 klub mógł skorzystać jeszcze z pieniędzy, które należały mu się za prawa z transmisji telewizyjnych. Za kwotę ponad 5 mln zł do innych klubów sprzedano Kamila Glika i Kamila Wilczka (informacja pochodząca z mediów). Budżet Piasta wyniósł więc około 9 mln złotych. Cała ta kwota jednak została wydatkowana, głównie na pensje dla działaczy, trenerów i zawodników wynajem obiektu w Wodzisławiu Śląskim.
Środki się rozeszły, a awansu i spodziewanych z tego tytuł przychodów brak. Trzeba było jeszcze zapłacić odprawy zawodnikom z którymi polubownie rozwiązano kontrakty. Wiadomo też było, że przedłuży się budowa stadionu. Ciężar sfinansowania klubu w nowym sezonie spadł w tej sytuacji na barki właściciela. Tyle tylko, że Gmina jako większościowy udziałowiec ma ograniczone prawem możliwości transferu pieniędzy z miejskiej kasy na konto klubu. W tej sytuacji trzeba było budować zespół oparty na zawodnikach, którzy przyszli za darmo i zgodzili się grać za mniejsze niż ich poprzednicy wypłaty.
Kibicom i dziennikarzom przedstawiono argument, że klub od tej pory będzie stawiał na młodych, nieznanych jeszcze, a chcących się wypromować zawodników, a w szczególności wychowanków. Piłkarska rzeczywistość zweryfikowała te deklaracje, ale to jest temat na inny artykuł. Tak naprawdę trzeba było po prostu wdrożyć mocno oszczędnościowy budżet.
Zostało ośmiu podstawowych piłkarzy z poprzedniego sezonu, dokooptowano kilku rzeczywiście kilku ciekawych graczy. Już w trakcie sezonu do drużyny dołączył Wojciech Kędziora. Udało się stworzyć jedenastkę, która w sierpniu wygrała wszystkie pojedynki, co ogromnie rozbudziło nadzieje na szybki powrót do Ekstraklasy. W pierwszym meczu rozegranym we wrześniu Piast przegrał jednak ze słabo wówczas spisującą się Sandecją, wyraźnie, bo 0:4. W spotkaniu tym zabrakło kilku podstawowych do tej pory zawodników. – Jedynym piłkarzem z nominalnych obrońców był Łukasz Krzycki, to było przyczyną naszej dotkliwej porażki – przyznał wtedy Marcin Brosz.
Był to pierwszy, ale wyraźny sygnał, że kadra jest zbyt szczupła, a zmiennicy zbyt niedoświadczeni i mało ograni, by skutecznie w każdym meczu walczyć o punkty. Analizując wypowiedź Dariusza Dudka (z dnia 4-go października 2011 r.), który doskonale zna sytuacje w zespole, możemy dziś powiedzieć, że już wtedy drugi trener przewidywał nadchodzące problemy – Piast gra o utrzymanie. To najważniejsze zadanie, jakie sobie postawiliśmy. Patrząc na to, co było jeszcze dwa miesiące temu, walkę o uniknięcie degradacji nakazuje logika. Jeśli ten cel osiągniemy, będziemy się zastanawiali, co dalej – powiedział wtedy na łamach prasy (źródło www.SportSlaski) Dariusz Dudek. W tym stwierdzeniu można jeszcze doszukiwać się asekuracji, ale kolejne zdanie jest już co najmniej niepokojące – By znaleźć się w Ekstraklasie, trzeba być zespołem i klubem ekstraklasowym. Jaki sens ma awans i spadek po sezonie? Chcielibyśmy w Gliwicach uniknąć takiej sytuacji – dodaje Dudek.
Takie słowa można tylko jednoznacznie zinterpretować. Kibice, przygotujcie się na to, że Piast wkrótce przestanie zwyciężać i… przestał. Na pięć ostatnich spotkań gliwiczanie tylko raz podnieśli z murawy komplet punktów, wygrywając z kiepsko ostatnio spisującym się Kolejarzem Stróże.
Słabość Piasta obnażyła się szczególnie w meczu z GKS Katowice. Wystarczyło, że wypadło dwóch graczy formacji defensywnej i obrona przypominała szwajcarski ser. Na dodatek, w tym spotkaniu, kilku zawodników z Gliwic zaprezentowało się słabiej niż w poprzednich meczach, ale tu sensacji bym się nie doszukiwał. Nie wszyscy gracze przez cały sezon będą w równej formie, bo nigdy tak nie było i nie będzie.
Podsumowując tą część moim przemyśleń, można postawić wniosek, że przyjęta przez klubowe władze i właściciela klubu filozofia budowania zespołu od mniej więcej od miesiąca przestała się sprawdzać.
W tej sytuacji jednak najbardziej niepokojące jest to, że brak jest widoków na rychłą zmianę tego stanu rzeczy. Co rusz, któryś z graczy łapie uraz, spora grupa zawodników zagrożona jest pauzą za kartki, a najwcześniej wzmocnień będzie można dokonać po zakończeniu rundy jesiennej. To jednak nastąpi dopiero po rozegraniu trzech spotkań z rundy rewanżowej. Czasu na rewanże z potencjalnie wzmocnioną kadrą będzie więc mniej.
Ciągle gdzieś też w wypowiedziach graczy czy trenerów Piasta przewija się nadzieja, że na własnym stadionie będzie łatwiej o punkty. Trudno się jednak spodziewać, że zawodnicy innych zespołów położą się na murawie nowoczesnego stadionu i pozwolą na bezkarne strzelanego goli do własnej bramki piłkarzom Piasta. Dla przyjezdnych nowy obiekt to też dodatkowa motywacja. Poza tym większość drużyn chce awansu do Ekstraklasy i na pewno w przerwie zimowej dokonają wzmocnień.
Na wsparcie kibiców także trudno liczyć. Trwa protest, a końca się nie należy spodziewać, jeśli właściciel klubu nie pójdzie na ustępstwa w wiadomych kwestiach.
Wniosek jest taki, że Piast, by walczyć o Ekstraklasę, musi wzmocnić kadrę. Na to jednak potrzeba pieniędzy. Jak już wspomniałem Gmina Gliwice nie może w nieograniczony sposób dofinansowywać klubu, mimo że jest jego właścicielem. Jest to też niemoralne w aspekcie społecznym, w sytuacji, gdy w mieście podwyższa się opłaty za żłobki, przedszkola, tnie się etaty w szkołach.
Owszem, na oficjalnej stronie Piasta pojawiają się co rusz informację , że do klubu przyłączyli się nowi partnerzy, sponsorzy, ale nikt nie chce zdradzić jaką formę mają te umowy. Możemy się domyślać, że większość z nich to umowy barterowe, które wprawdzie pozwolą klubowi zmniejszyć wydatki, ale pieniędzy w kasie z tego tytułu w istotny sposób nie przybędzie. Być może uda się przekonać prezesów innych spółek miejskich (bo ci muszą słuchać szefów), by ci przelali coś na konta klubu, ale i tu trudno się też spodziewać na wielkie pieniądze.
W mojej ocenie Piast w obecnej sytuacji organizacyjnej, gdy właścicielem jest miasto ma gwarancję stabilności finansowej, ale na mocno ograniczonym poziomie (czytaj będzie ligowym przeciętniakiem, a chyba nie o to chodzi, gdy w Gliwicach powstał nowoczesny obiekt?). Prezesi mają zapewnione, dobrze płatne posady, trenerzy i zawodnicy może nie imponujące, ale gwarantowane co miesiąc pensje. Członkowie Rady Nadzorczej dostaną też trochę grosza na drobne wydatki.
Aby to zmienić ( o ile ktoś chce to zmienić), potrzebny jest inwestor z prawdziwego zdarzenia. Firma/osoba która będzie w stanie „wpompować” w klub taką kwotę, która pozwoli na wywalczenie awansu do Ekstraklasy, gdzie można generować przychody z tytułu praw medialnych i marketingowych, gdzie są atrakcji rywale, którzy przyciągną na na trybuny komplet widzów. Tu pojawia się jednak kolejny problem. Gmina Gliwice posiada 67 % akcji, jest więc większościowym udziałowcem Spółki. Z racji prawa handlowego i statutu Spółki przysługuje jej w każdej kwestii decydujący głos. Kapitał zakładowy wynosi aktualnie 9.380.000 i tak można szacować wartość spółki. Trudno więc spodziewać się w tej sytuacji, że znajdzie się ktoś, kto wyłoży kilka lub nawet kilkanaście milionów złotych, a nie będzie mógł decydować, kto będzie zarządzać tymi środkami, albo jaki trener poprowadzi zespół.
Czy właściciel zdecyduje się na zmiany?, Czy są w ogóle możliwe? Czy mam rację?, jak to zawsze w życiu bywa, okaże się z czasem.
Gmina Gliwice od czasu utworzenia Spółki dofinansowała klub o następujące kwoty:
Około 1,5 mln kapitału zakładowego (2009)
Około 3 mln – dokapitalizowanie Spółki (2010)
900 tys. za reklamę pierwsze półrocze 2011 r.
W drugim półroczu 2011 też przekazano dotację na sport kwalifikowany dla GKS Piast S.A., ale kwota na razie nie została ujawniona. Ze względu na to, że klub w tym czasie ze względu braku stadionu nie mógł generować przychodów, można sądzić, że była to suma, nie mniejsza niż w pierwszym półroczu.
Mniejsze środki na różne akcje promocyjne, np. za darmo kibicom przed meczem z Korona rozdano 5 tys. koszulek każda o wartości 10 zł.
Ponadto wydano kwotę około 5 mln, z tytułu pozyskanych środków za transfery Kamila Glika i Kamila Wilczka
Po stronie przychodów – brak informacji, ale ze względu na grę w Wodzisławiu raczej należy spodziewać się sporych strat, niż przychodów z organizacji meczy.
W zespole brak jest zawodników , których można by wytransferować za znaczące kwoty. Skąd więc wziąć środki na transfery?
Grzegorz Muzia