W
czerwcu 1989 roku piłkarze Piasta rozegrali ostatnie spotkanie w II
lidze. Po czternastu latach przerwy niebiesko-czerwoni powrócili na szczebel
centralny. 9-go sierpnia 2003 r. punktualnie o godz. 17:00 pan Grzegorz Gromek
nakazał rozpoczęcie meczu pomiędzy Piastem Gliwice a
Stasiakiem Opoczno. Chyba żaden sympatyków Piasta nie przypuszczał
wtedy, że będzie to jeden z najbardziej dramatycznych sezonów w
historii gliwickiego klubu. W przeciągu niespełna roku
wydarzyło się tak wiele, że sympatycy jedenastki z Okrzei
długo będą jeszcze wspominać sezon 2003/04. Powrót
na zaplecze Ekstraklasy zobowiązywał. Aby jednak szybko nie
spaść z ligi trzeba było wzmocnić zespół.
Ściągnięto kilku ogranych na wyższym poziomie zawodników.
Przybyli m.in. Robert Sierka i Bartłomiej
Wilk. Z Carbo Gliwice natomiast pozyskano Adama
Piechockiego. Piechockiemu wróżono wielką karierę. W historii
Piasta zapisał się złotymi głoskami, bo pod koniec sezonu
strzelił gola, który dał gliwiczanom utrzymanie w II lidze. Z
powodu kłopotów zdrowotnych jego gwiazda zgasła, zanim
zaczęła mocno świecić. Hitem transferowym było
jednak ściągnięcie Henryka Bałuszyńskiego.
Liczący wtedy 31 lat , 15 krotny reprezentant Polski, czołowy
strzelec Górnika Zabrze i VfL Bochum
miał stanowić o sile napadu Piasta. „Balu” jednak nie
prezentował dawnej formy, Ani razu nie wpisał się na
listę strzelców i nie odegrał większej roli, ale na
początku sezonu był magnesem przyciągającym kibiców. Pierwszą
bramkę w II lidze w meczu przeciwko Stasiakowi Opoczno w 37 min
zdobył Janusz Bodzioch. Gdy 5 min później ten sam zawodnik
podwyższył na 2:0, czterotysięczna publiczność
oszalała ze szczęścia. Bodzioch był najstarszym zawodnikiem
w zespole. Wiek jednak nie przeszkodził mu wygrać klasyfikacji na
najlepszego zawodnika w zespole Piasta. Spotkanie to zakończyło
się pewnym zwycięstwem Piasta 3:1. Tydzień później
gliwiczanie jednak dostali surową lekcję futbolu. W Chorzowie, czternastokrotny
mistrz Polski, tamtejszy Ruch pokonał jedenastkę z Okrzei - 3:1.
Fatalne błędy w obronie w tym meczu popełnili Bartłomiej
Wilk i Paweł Gamla. Ten drugi na lata
miał jednak stać się jednym z najlepszym defensywnych
pomocników w historii klubu. W następnej kolejce gliwiczanie znów
musieli przełknąć gorycz porażki, ulegając przed
własną publicznością RKS Radomsko także 1:3.
Sytuacja w tabeli zaczęła się robić coraz mniej ciekawa.
Na szczęście podopiecznym Józefa Dankowskiego udało się
zdobyć komplet punktów w Gdyni, grając przeciwko Arce.
Złotą bramkę w tym meczu zdobył pozyskany w przerwie
letniej - Robert Sierka. Niestety, tuz przed
końcowym gwizdkiem sędziego z powodu kontuzji kolana, zawodnik ten
musiał opuścić boisko i nie zagrał już do końca
rundy. Zwycięstwo to dodało skrzydeł Ferajnie z Okrzei. W
ostatnią sobotę sierpnia gliwiczanie zastopowali
rozpędzoną „Jagę” - remisują u siebie 1:1. Piłkarze
z Białegostoku przed tym meczem byli liderami w tabeli. W tym dniu
zadebiutował w barwach Piasta Michał Stolarz. Kolejna wyprawa na
wybrzeże okazała się również udana. Tym razem gliwiczanie
pokonali Błękitnych ze Stargardu Szczecińskiego 2:1.
Zwycięstwo było tym bardziej cenne, bo odniesione na boisku
przeciwnika. Przeciwko Stargardowi grywał w przeszłości drugi
trener Piasta - Marek Majka. Wtedy strzelił on gola, przyczyniając
się do degradacji zespołu ze Stargardu. Kolejnych dwóch
spotkań jedenastka z Okrzei nie zaliczy do udanych. Niebiesko-czerwoni
najpierw przegrali z Zagłębiem Lubin 0:2, a w następny weekend
w takim samym stosunku ulegli Cracovii. Obydwie przegrane miały miejsce
na własnym stadionie. Cztery lata później Zagłębie Lubin
zostało zdegradowane z Ekstraklasy za kupowanie sobie przychylności
sędziów właśnie w tym sezonie. Na szczęście udało
się przywieźć komplet punktów z Ostrowca. Podopieczni Józefa
Dankowskiego pokonali tam spadkowicza z pierwszej ligi - KSZO Ostrowiec -
2:1. Kapitalny mecz rozegrał wtedy Jacek Gorczyca, a
przepiękną bramkę, z zerowego prawie konta zdobył
Rafał Andraszak. Po wygranej u siebie z
Podbeskidziem 2:0 pojawiły się głosy, że Piast może
powalczyć nawet o baraże premiujące grą w ekstraklasie.
Rzeczywiście wtedy gliwiczanie prezentowali najwyższą formę
w tej rundzie. Trzeba podkreślić, że w tym meczu bramki dla naszego
zespołu strzelili Kaszowski i Gontarewicz.
Zawodnicy ci wywodzili się z Gliwic i mają najdłuższy
staż w drużynie Piasta. Wprawdzie w Bełchatowie wygrali
Górnicy (1:0), ale "Piastunki" nie były gorsze i gdyby Andraszak wykorzystał choćby jedną z trzech
setek na zdobycie gola, wynik byłby zupełnie inny. Po raz kolejny
komplet widzów na trybunach stadionu przy ul. Okrzei zasiadł 12
października, gdy do Gliwic zawitał lider - Pogoń Szczecin. W
16 min tego meczu Paweł Gamla zdecydował
się na strzał z drugiej linii i piłka tuż przy
słupku wpadła do bramki gości. Portowcy wyrównali już 2
min po straceniu gola. Więcej jednak bramek w tym dniu kibice nie
zobaczyli i mecz zakończył się podziałem punktów. Do
Konina podopieczni Józefa Dankowskiego i Marka Majki jechali w roli
faworytów. Na zapleczu ekstraklasy Piast zaczął być
uważany za najlepiej grający zespół na wyjazdach. Taktyka
stosowana przez gliwickich szkoleniowców jesienią sprawdzała
się na boiskach rywali. Zagęszczona obrona już w środku
pola i kontrataki. Właśnie po takiej akcji w 65 min Andraszak zdobył bramkę, która pozwoliła
jemu i kolegom z drużyny wracać do domu w radosnych nastrojach.
Potem przyszło najwyższe zwycięstwo w lidze.
Wyższość gliwiczan musiał uznać dwukrotny mistrz
Polski - ŁKS Łódź przegrywając aż 0:4. Kolejne dwa
trafienia w tym spotkaniu zaliczył Janusz Bodzioch. Po tych wygranych
pojawiła się nadzieja na to, aby zakończyć rozgrywki w
ścisłej czołówce. Szybko jednak trzeba było powrócić
na ziemię, a przyczyniły się do tego Tłoki Gorzyce,
wygrywając z Piastem 3:0. W przedostatniej kolejce lepsza okazała
się Szczakowianka (2:1), trudno jednak było ten wynik uznać za
niespodziankę, bo zespól z Jaworzna należał wtedy do
potentatów II ligi. Na zakończenie rozgrywek w rundzie jesiennej jak
strzela się bramki przypomniał sobie Piotr Uss.
Jego dwa gole zdobyte w spotkaniu przeciwko Polarowi pozwoliły
zająć ostatecznie 8 miejsce ze sporą przewagą na
strefą barażową. Wydawało się więc, że
będzie można spokojnie przygotowywać się do rundy
rewanżowej. W przerwie zimowej jednak miały miejsce dwa, bardzo
istotne wydarzenia. Pod koniec stycznia ciężko zachorował
Tomasz Szeja. Wirus okazał się silniejszy od kapitana Piasta. W
lutym pożegnaliśmy Tomka na zawsze. Miało to ogromny
wpływ na psychikę pozostałych graczy. Drugie zdarzenia
miało już bardziej sportowy charakter. Z rozgrywek wycofały
się dwa zespoły. Rzecz bezprecedensowa na tym szczeblu rozgrywek.
Odebrano punkty, ale większą stratą był fakt, że
gliwiczanie nie mieli okazji rozegrania rewanżowych spotkań przed
własną publicznością. Na wiosnę trzeba więc
było aż 9 razy grać na wyjeździe, a tylko 6 razy u
siebie. Takiej nieciekawej sytuacji na starcie nie miała żadna
drużyna. W przerwie zimowej pozyskano czterech nowych graczy. Z Carbo Gliwice przyszedł 23 letni Wojciech
Kędziora. Z Górnika Zabrze pozyskano Marcina Chyłę, ze
Szczakowianki Jarosława Zadylaka, a z RKS
Radomsko do Gliwic przeniósł się Przemysław Węgier.
Pierwsza trójka dobrze się wkomponowała w zespół, ostatni
okazał się niewypałem.
Pierwsze
spotkanie w rundzie rewanżowej zakończyło się
porażką 0:2 w Ostrowcu, z przeniesionym tam Stasiakiem/KSZO.
Przegrana jednak na boisku przeciwnika zdarzyć się może.
Tydzień później do Gliwic zawitał Ruch Chorzów. Miał to
być hit sezonu, ale gra skończyła się już po 51
min., kiedy to grupa nieodpowiedzialnych wyrostków wszczęła rozróby
na trybunach i arbiter przed czasem zakończył to spotkanie. Na klub
posypały się kary niespotykane w historii Piasta. Na
szczęście N.K.O. zachowała rozsądek i
złagodziła sankcje, ale walkower pozostał, a w sytuacji, kiedy
spaść mogło aż 6 drużyn, każdy punkt był
bezcenny. Porażka w Radomsku 0:3 była w dużym stopniu
konsekwencją wydarzeń z meczu z Ruchem. Udało się jednak
zdobyć komplet punktów w spotkaniu z Arką Gdynia (1:0). W
Białymstoku oprócz straconych punktów i bramek, zespół stracił
też Marcina Chyłę. Pozyskany w przerwie zimowej napastnik doznał
kontuzji i nie zagrał już do końca sezonu. Spotkanie z
Zagłębiem Lubin zapamięta do końca życia Janusz
Bodzioch. W 90 min strzelił on "swojaka" - pierwszego w swojej
ponad 20 letniej karierze. W Krakowie wygrać było nie sposób (0:2).
Gospodarzom pomógł sędzia wyrzucając w pierwszej połowie
z boiska dwóch zawodników Piasta. Nie moc strzelecka została przełamana
w Bielsku (zwycięstwo 3:0). Potem były dwie porażki, w tym
najwyższa w sezonie (0:5 w Szczecinie z Pogonią). Po
zwycięstwie 1:0 nad Aluminium powróciła nadzieja, że uda
się uniknąć baraży, ale po przegranej w Łodzi 1:2
szansa ta znacznie zmalała. Niektórzy sugerowali, aby zając takie
miejsce, które pozwoli zagrać w barażach z teoretycznie słabym
przeciwnikiem. Szkoleniowcy i zawodnicy Piasta wierzyli jednak, że uda
się uniknąć dodatkowych gier i rzeczywiście. W
końcówce sezonu powróciła forma z jesieni. Tłoki Gorzyce
zostały rozgromione 5:1. Najbardziej dramatyczny mecz sezonu jednak
gliwiczanie rozegrali w Jaworznie. Adam Piechocki zdobył tam gola, który
w konsekwencji dała niebiesko-czerwonym utrzymanie w drugiej lidze. W
ostatnim spotkaniu z Polarem piłkarze Piasta dopełnili
formalności wygrywając 2:0. 10
miejsce w tabeli jak na zespół, który miał 14-letnią
przerwę w drugoligowych rozgrywkach to uznano za dobry rezultat.
Wprawdzie kibice oczekiwali więcej, ale takie ich prawo. Piast już
wtedy postrzegany był jako klub bardzo dobrze zorganizowany, ze
stabilnym źródłem finansowania, ale trudno byłoby wtedy
postawić znak równości pomiędzy Piastem, a Pogonią,
Cracovią czy Zagłębie. Józef Dankowski przejął
zespół w bardzo trudnym momencie, po dwóch porażkach, a było
to jeszcze w trzeciej lidze. Wtedy potrafił zmobilizować
drużynę i wywalczyć awans. Jesień niewątpliwie
można było znać za udaną. Wiosną nie udało
się zdobyć zbyt wielu punktów na wyjazdach, za to u siebie gliwiczanie
przegrali tylko jedno spotkanie (wynik meczu z Ruchem został ustalony
przy zielonym stoliku). Zadanie więc postawione przed trenerami
zostało wykonane, a Józef Dankowski i Marek Majka pozostali na swych
stanowiskach. W kwietniu 2004 roku z pełnienia funkcji prezesa klubu
zrezygnował ówczesny wiceprezydent Gliwic - Piotr Wieczorek. Jego
rezygnacja była podyktowana wprowadzeniem w życie ustawy
zabraniającej członkom miejskich władz pełnienia innych
funkcji w innych organizacjach. Sternikiem klubu ponownie został Marcin Żemaitis. Rezerwami
wciąż opiekował się Kazimierz Gontarewicz.
Zespół przez niego prowadzony zajął w lidze okręgowej V
lokatę. Jak na beniaminka był to bardzo dobry wynikKadra
- występy - strzelcy |