W 1953 r. nowym sternikiem klubu został były bramkarz Piasta – Mieczysław Środziński. Po kolejnej reorganizacji rozgrywek piłkarze zakwalifikowali się do nowo utworzonej katowickiej ligi wojewódzkiej, która po śmierci generalissimusa zmieniła nazwę na stalinogrodzką (stolica naszego województwa przez trzy lata nosiła nazwę Stalinogród). Zwycięzcy dwóch lig wojewódzkich (katowickiej i krakowskiej) oraz sześciu lig międzywojewódzkich (warszawskiej, gdańskiej, poznańskiej, wrocławskiej, rzeszowskiej i łódzkiej) mieli walczyć o trzy miejsca w II lidze.

Do III ligi katowickiej zakwalifikowano 14 drużyn z województwa katowickiego (bez Częstochowy), w tym „Stal” GZUT Gliwice. 1 marca 1953 r. w debiucie w III lidze, podopieczni Edwarda Metzgera w meczu wyjazdowym dość gładko ulegli Górnikom z Radzionkowa 0:3 (0:1). Pierwsze zwycięstwo miało miejsce 15 marca w pojedynku przeciwko Stali Rybnik, jednak zespół z Rybnika po 23 kolejkach wycofał się z rozgrywek i wynik ten potem anulowano. Ostatecznie sezon gliwiczanie zakończyli na 4 miejscu z dorobkiem 26 pkt. i stosunkiem goli 49:55. W pierwszym roku gry w III lidze pojawiła się grupa zawodników, którzy potem przez lata będą stanowić trzon zespołu Piasta (Ryszard Majka rozegrał w III lidze grubo ponad 60 spotkań, a po awansie do II ligi dorzuci jeszcze 168 występów). Jerzy Cich zostanie wybitnym trenerem i wychowa wielu znakomitych zawodników.

W meczach o mistrzostwo III ligi wystąpili: Mieczysław Wieczorkowski (25), Franciszek Stein (1). Jerzy Kacy (26), Teodor Kowacz (26), Henryk Laska (25), Jerzy Cich (12), Hubert Świerkot (20), Paweł Cyroń (25), Edward Muzyczka         (2), Bernard Kiełbasa (26), Joachim Kopicera (26), Włodzimierz Dziukiewicz (16), Emil Kowiński (4), Rydalski (4), Szega (1) Wolowski (16), Alojzy Czypionka (5), Ryszard Majka (26)

Z Brychczym w składzie

Po zakończeniu sezonu do drużyny przybyło kilku nowych zawodników, którzy mieli wzmocnić zespół. W barwach Stali (Piasta) pojawili się Robert God, Hubert Świerkot, Kazimierz Standio i najsłynniejszy z nich wszystkich Lucjan Brychczy. Ten niewielkiego wzrostu napastnik do „Stali” trafił z Motoru Łabędy. Lucjan Brychczy urodził się 13 czerwca 1934 roku w Nowym Bytomiu. Pierwsze kroki na piłkarskim boisku stawiał w swej rodzinnej miejscowości. Jest wychowankiem Pogoni, w której grał w latach 1945-48. Kolejne 5 lat spędził w Stali (Motorze Łabędy). Do dziś uważany jest za najwybitniejszego piłkarza tego klubu.

Już jako nastolatek Brychczy grywał w reprezentacji Śląska zdobywając w niej bramki. W 1953 r. trafił do kadry narodowej, która 20 września pod firmą Warszawy zagrała przeciwko Tiranie (w rzeczywistości reprezentacji Albanii). Po raz pierwszy w reprezentacji „B” Brychczy wystąpił w Pardubicach 14.05.1954 przeciwko Czechosłowacji „B”. Marzyła mu się gra w Ruchu Chorzów, potem w Zagłębiu Sosnowiec. Wątpliwości jednak rozwiała Armia i w 1954 r. dostał powołanie do Legii Warszawa. Po zakończeniu służby wojskowej Brychczy chciał wrócić na Śląsk, do Piasta, który z radością informował, że Brychczy „już podpisał zgłoszenie” lub do Górnika Zabrze. Podobno w jego sprawie interweniował nawet sam Edward Gierek, ale wojsko okazało się silniejsze i Brychczy na resztę swojego życia związał się z Warszawą. W 1959 r. zagrał przeciwko reprezentacji Hiszpanii. Mimo że po murawie biegały takie sławy futbolu jak: di Stefano, Suareza czy Gento to właśnie Brychczy był autorem najładniejszej bramki, gdy piętą pokonał bramkarza Ramalletsa. Chciał go Real Madryt, SC Charleroi z Belgii, były propozycje z USA oraz Australii. Był jednak oficerem WP i wyjazd nie wchodził w rachubę. Z boiskiem pożegnał się mając 38 lat, do dziś pracuje  w Legii Warszawa.

Kariera sportowa
W Stali (Motorze) Łabędy Lucjan Brychczy grał w latach 1948-53. W 1954 r. na krótko trafił do Piasta Gliwice, zaś 12 września 1954 roku zadebiutował w drużynie CWKS Warszawa (późniejsza Legia), w meczu z Ruchem Chorzów.

Lucjan Brychczy po prawej, foto Michał Chwieduk

 

W warszawskim klubie grał do końca swej wspaniałej kariery. W ciągu 19 sezonów strzelił 182 gole w 368 meczach ligowych; 4-krotnie zdobył mistrzostwo Polski, w latach 1955, 1956, 1969 i 1970. W latach 1957, 1964 i 1965 był królem strzelców polskiej ekstraklasy. Ostatni mecz ligowy zagrał 12 marca 1972 roku.

Również 4-krotnie wywalczył Puchar Polski; w tych rozgrywkach zagrał 47 meczów i 36 razy trafił do siatki rywali. Rozegrał 12 spotkań w Pucharze Mistrzów Krajowych, wpisując się 5-krotnie na listę strzelców. Grał także w Pucharze Zdobywców Pucharów (9 meczów, 2 bramki), w Pucharze UEFA (10 meczów, 1 bramka) i Pucharze Intertoto (6 razy).

Ogółem w wojskowym klubie wystąpił 452 razy i zdobył 227 goli.

Od 1954 roku, przez 13 lat przywdziewał reprezentacyjną koszulkę. Grał niemal w każdym meczu drużyny narodowej, wielokrotnie pełniąc funkcję kapitana. W pierwszej reprezentacji Polski rozegrał 58 meczów, strzelając w nich 18 bramek. W 1960 roku był olimpijczykiem w Rzymie. Przylgnął do Lucjana Brychcego pseudonim „Kici”, nadany mu przez Węgrów, a oznaczający w ich języku „Mały”. Miał bowiem tylko 166 cm wzrostu, ale zadziwiał kibiców błyskotliwą techniką dorównując najlepszym wówczas piłkarzom Europy.

 

– Kto w dzieciństwie zaprowadził pana do klubu?

– Nikt. Ja się zgłosiłem najpierw do sekcji bokserskiej. Bez wiedzy rodziców. Byłem dobry ruchowo, brałem nawet udział w pokazowych walkach. Ale rodzice się dowiedzieli i nie mogłem już dłużej boksować.

– Zaczął pan więc kopać piłkę.

– Tak to było moje ulubione zajęcie. Bo czułem, że umiem to robić, bo łatwo mi wszystko wychodziło. Poszedłem z kolegami na trening, ale bez jakiejś wiary. Do tamtej pory grałem tylko na podwórku. Komuś jednak wpadłem w oko. Miałem talent, miałem to coś, byłem zwinny i zwrotny. Przecież nie wzięli mnie za warunki fizyczne. Grali starsi juniorzy i brakowało im kogoś do składu, wzięto więc mnie. Początkowo się bali, bo byłem dość niski, nie chcieli, żeby mnie ktoś poturbował. W końcu mi zaufali.

– I wtedy pan pokazał co może taki mały człowiek.

– Strzeliłem dwie bramki. Trener zatrzymał mnie już na stałe w starszej grupie. Kiedy skończyłem szkołę podstawową, przeniosłem się do Łabęd. Tam zacząłem grać ponownie w juniorach. Kiedy trafiłem do seniorów, to stamtąd udało mi się dostać do reprezentacji Śląska, która była wówczas bardzo silna. A wtedy grywało się takie mecze Śląsk kontra Kraków. Oprócz tego, że umiałem rozgrywać, to strzelałem dużo bramek. Wygraliśmy 3:2 i strzeliłem dwie bramki. Wtedy zrobiło się na Śląsku głośno o mnie. Później ktoś robił w Warszawie przegląd kadr młodych zawodników. Skoszarowali nas około trzydziestu i kazali grać mecze między sobą na Marymoncie, tam chyba było najładniejsze boisko w całej Polsce. Wtedy funkcjonowały dwie reprezentacje – A i B. Dostałem powołanie do kadry B. Był taki mecz na Śląsku – reprezentacja B kontra reprezentacja Śląska 3:3 i znów strzeliłem trzy bramki. Po tym meczu trener powiedział, żebym poszedł do domu, spakował się i jechał do Warszawy. To był 1953 rok.

– Od razu zakochał się pan w Warszawie?

– To nie tak. Wróciłem do domu, a akurat Piast Gliwice walczył o drugą ligę. Dałem się namówić i ostatnie pół roku przed wojskiem grałem w Piaście.

– Nigdy nie miał pan żalu, że tak bezpardonowo pana ściągają do wojska?

– Mój rocznik i tak podchodził pod pobór. Chociaż poszedłem pół roku wcześniej. Człowiek był wtedy wystraszony. Przyjechał podpułkownik z Warszawy do mojego WKU i od razu dostałem kartę wcielenia. Później zostałem oficerem i nie było już tak łatwo się wywinąć (śmiech).

– W wojsku nie nasłużył się pan zbyt czynnie.

– Trzeba było iść na dwa miesiące do jednostki, a ja w ogóle tam nie byłem. Przyjechałem do Warszawy, ubrali mnie w mundur i pojechałem prosto na zgrupowanie, przed meczem Polska-Bułgaria. To był mój debiut 2:2, rok 1954. Parę tych meczów było. Szczególnie pamiętam ten wygrany ze Związkiem Radzieckim. Cieślik strzelał, a ja mu dogrywałem. Nikt wtedy nie wierzył w nasze zwycięstwo. Nawet naobiecywali nam nagród. Pamiętam mecz z Hiszpanią, kiedy w Chorzowie przegraliśmy 2:4, strzeliłem piękną bramkę z przewrotki, taką jak Di Stefano”.

Wywiad udzielony dla Przeglądu Sportowego
Materiał opracował Grzegorz Muzia  na podstawie tekstów
Andrzej Potock
/Zbigniew Bielec