Początek
lipca 2005 r. był bardzo gorący dla sympatyków Piasta i to
bynajmniej nie za sprawą upalnego lata. Ledwo co
gliwiczanie uporali się w barażach z Unią Janikowo, a w
pierwszych dniach wakacji jak grom z jasnego nieba huknęła
wieść o zatrzymaniu byłego prezesa klubu Marcina Żemaitisa. Jednemu z głównych architektów
odrodzenia klubu postawiono zarzut kupienia meczu. Konkretnie dotyczyło
to spotkania ze Świtem Nowy Dwór Mazowiecki z jesieni 2004 r. Na Piasta
spadła lawina krytyki zarówno ze strony mediów jak i kibiców. Pierwsze
sygnały z piłkarskiej centrali były więcej niż
niepokojące. Degradacja o dwie klasy niżej, kary finansowe. To
mogło oznaczać koniec z takim trudem odbudowywanego klubu.
Tymczasem stanowisko ówczesnych wladz Piasta
już od zatrzymania Marcina Żemaitisa
było jednoznaczne – jesteśmy niewinni - mówił Jacek
Krzyżanowski. Organy dyscyplinarne PZPN nie zwlekały jednak z
nałożeniem sankcji. Na klub nałożono karę 100 tys.
zł grzywny, a zespół od przyszłego sezonu miał
zacząć rozgrywki z balastem 10 ujemnych punktów. Dziś wiemy,
że chodziło o pokazówkę. Piłkarska centrala chciała
się wykazać, że działa szybko i skutecznie w sprawie
korupcji. Z czasem zarzut kupna meczu zmieniono na niedozwolone kontakty z
sędziami. Marcin Żemaitis wyszedł z
aresztu za kaucją i już do niego nie powrócił. Jeden z
działaczy z Miodowej potem powiedział, że afera Piasta nie
była nawet koniuszkiem góry lodowej i
rzeczywiście. Każdy następny dzień w tzw. aferze
korupcyjnej praktycznie ujawniał nowe fakty. Kary posypały się
na następne kluby włącznie z degradacją. Sprawa
miała ciągnąć się latami. Mimo odwołań
do wszystkich możliwych instancji kar dla Piasta nie cofnięto.
Jeszcze
zanim rozpoczęły się rozgrywki Jan Tomaszewski powiedział,
że dla tak słabego klubu, jakim jest Piast, kara minus 10 punktów
równa się z degradacją. Bramkarz, który zatrzymał Anglię
pewnie nie spodziewał się, że m.in. jego wypowiedź
przyczyni się do wywołania w zespole wyjątkowej mobilizacji i
sportowej złości, a autor tej niefortunnej wypowiedzi na stadionie
Piasta już nigdy mile nie będzie widziany
Nowy
Zarząd na czele którego wtedy stał Jacek
Krzyżanowski zmienił filozofię budowania drużyny.
Postanowiono wzmocnić zespół klasowymi piłkarzami w tym celu
sięgnięto do klubowej kasy. Ściągnięto głównie
doświadczonych i znanych z pierwszoligowych boisk graczy: Mirosława Widucha, Dariusza Solnicę i
Mirosława Budkę. Z nowo pozyskanych mniej znanym, ale
perspektywicznym zawodnikiem był Adam Banaś, a już w trakcie
rozgrywek do zespołu dołączył Mateusz Bukowiec. Do Odry
Wodzisław natomiast odszedł Jacek Gorczyca. „Gołota” czuł , że jego czas w Piaście się
kończy. W rundzie wiosennej przegrał rywalizację z Krzysztofem
Kozikiem. Propozycja z Odry Wodzisław spadła
więc na niego jak przysłowiowa gwiazdka z nieba. Tyle,
że nie było mu dane zrobić kariery w ekstraklasie. Zazwyczaj
grywał w rezerwach. Po wygaśnięciu kontraktu przeniósł
się do GKS Katowice. Z rolą drugiego bramkarza nie chciał
też pogodzić się Marcin Grymel. Zawodnik
który był związany z drużyną od „B” klasy
przeniósł się do ŁTS Łabędy. Jacek Zieliński
nie widział też w składzie Pałkusa
i Sierki. Obydwoje znaleźli sobie nowych pracodawców.
Piast
rozpoczął rundę z poślizgiem. W pierwszej kolejce
gliwiczanie mieli zagrać ze Szczakowianką Jaworzno, ale spotkanie
to zostało przełożone na późniejszy termin.
Inauguracyjny pojedynek ze
Świtem z Nowego Dworu Mazowieckiego zakończył się wynikiem
remisowym 1:1, choć już w 3 min
debiutujący w Piaście Budka zdobył dla gliwiczan gola. W 78
min jednak Banaś, trafił do własnej bramki i gospodarze
wyrównali. Ten młody, 23 letni wówczas obrońca wprawdzie
zaliczył niefortunną interwencję, ale rozegrał bardzo
dobry mecz i wydawało się, że będzie objawieniem jesieni.
Tymczasem w następny spotkaniu przeciwko Górnikowi Polkowice,
najbrutalniejszym meczu w tej rundzie, Banaś już w pierwszej
połowie ze zwichniętym barkiem został odwieziony do szpitala.
Jak się później okazało tego gracza miał
prześladować prawdziwy pech. Zaraz po powrocie na boisko, a
było to w meczu z Widzewem złamano mu kość jarzmową
i nie zagrał już do końca sezonu. Polkowiczanie w tym samym
feralnym meczu wyeliminowali jeszcze na dwa miesiące Stanisława
Wróbla. Napastnik Piasta doznał wgniecenia kości policzkowej i
już w 15 min zszedł z boiska. W trzeciej kolejce gliwiczanie
sprawili pierwszą w tym sezonie miłą niespodziankę,
pokonując na wyjeździe KSZO Ostrowiec 1:0, a
zwycięską bramkę zdobył Andrzej Bednarz. W następnym
meczu trzeba było jednak po raz pierwszy przełknąć gorycz
porażki. Sposób na gliwicką jedenastkę znalazł Tomasz
Bekas, gracz Kujawiaka. Włocławianie wygrali, mimo że
kończyli mecz w 10. Potem przyszedł pamiętny pojedynek ze Szczakowianką
Jaworzno. Podopieczni Jacka Zielińskiego po pierwszych 45 minutach
prowadzili 2:0 (bramki: Gamla
i Kukulski) ale po przerwie nieodpowiedzialne zachowanie Bednarza, który w
polu karnym kopnął bez piłki zawodnika gości, za co
arbiter wyrzucił go z boiska, a dodatkowo podyktował
jedenastkę, którą pewnie wykorzystał Chudy. Potem goście
zdobyli drugiego gola, a gdy w końcówce meczu czerwony kartonik
ujrzał Kędziora marzenia o wygranej prysły jak mydlana
bańka. Zupełnie inaczej odebrany został remis 1:1, wywalczony na boisku lidera w Białymstoku. 7 tysięcy ludzi brawami żegnało
schodząca drużynę Piasta. Bohaterem tego spotkania został
Piotr Karwan, który po rogu pokonał bramkarza. „Jagi”. W tym dniu po raz
pierwszy koszulkę w niebiesko-czerwonych barwach założył
też Mateusz Bukowiec, kapitan reprezentacji Polski do lat 18,
wypożyczony z Zagłębia Lubin. Remis ten uratował
posadę Jackowi Zielińskiemu. W przypadku innego wyniku
włodarze klubu zdecydowali by się na
zmianę szkoleniowca. W siódmej kolejce spotkań stało się co, czego długo kibice w Gliwicach nie mieli
okazji przeżywać. Zespół Piasta dwukrotnie przegrywał z
Podbeskidziem, ale fantastyczne wejście na boisko Kukulskiego, który
zdobył dwa gole, a potem bramka strzelona w ostatniej minucie meczu przez
Podgórskiego sprawiła , że
publiczność na stadionie przy ul.. Okrzei oszalała z
radości. Dodajmy, ze mecz zakończył się zwycięstwem
Piasta 3:2. Bezbramkowy remis z Widzewem w Łodzi uznano
jako szczęśliwy dla gospodarzy. Wybornej okazji do
strzelenia zwycięskiej bramki nie wykorzystał Kukulski. Nie
popisał się też sędzia, nie dyktując ewidentnego
karnego dla gliwickiej jedenastki. 24.09.2005 r
miało miejsce historyczne zwycięstwo. Po 46 latach Piast
pokonał Zagłębie Sosnowiec 1:0, a . zwycięską bramkę zdobył Solnica. Od
tego spotkania „Solny” odzyskał pewność siebie, co
przełożyło się na następne trafienia. Z
bezbramkowego remisu w Gdańsku z tamtejszą Lechią najbardziej
niezadowolony był Jacek Zieliński – trener Piasta, ale
przecież punkt wywalczony na tak trudnym terenie to cenna rzecz. Lechici
zagrali w tym dniu bardzo ambitnie i wynik ten był jak najbardziej
sprawiedliwy. Śląsk Wrocław po dwuletniej przerwie
powrócił na boiska drugiej ligi i po 10 kolejkach plasował się
na pozycji dającej mu awans do ekstraklasy. Do Gliwic wrocławianie przyjechał więc w roli faworyta, ale zostali
surowo skarceni. Fantastyczne spotkanie rozegrał w tym dniu Paweł Gamla, strzelec dwóch goli. Jak zdobywa się bramki
przypomniał też sobie Jarosław Kaszowski. Heko
Czermno to był najbardziej egzotyczny zespół występującym
w tym sezonie w II lidze i jedyny autentycznie wiejski klub na tym poziomie
rozgrywek. Spotkanie to było rozgrywane przy mocnym wietrze i
padającym deszczu, ale piłkarze obydwu zespołów rozgrzali
publikę do czerwoności. Po pierwszej połowie prowadzili
gospodarze 1:0, ale tuż po przerwie
wyrównał Karwan. Miejscowi odpowiedzieli atomowym uderzeniem Treli, ale
potem trafiali już tylko gliwiczanie. Do remisu doprowadził
Kaszowski, a zwycięską bramkę zdobył Budka. Meczu z
najsłabszym w lidze Finishparkietem -
Drwęcą Nowe Miasto Lubawskie nikt wspominać mile nie
będzie. Wprawdzie już w 20 min Solnica wpisał się na
listę strzelców, ale potem gliwiczanie grali słabo i w drugiej
odsłonie Gołębiewski strzelił gola, który dał
gościom pierwszy, historyczny punkt na wyjeździe w drugoligowym
meczu. Jak się później okazało remis ten nie był
dziełem przypadku. Forma piłkarzy Piasta zaczęła pod
koniec sezonu spadać, czego efektem była porażka w Radomiu.
Wiele pretensji w tym spotkaniu można było jednak mieć do
sędziego. Pan Paweł Maurek w ostatniej
minucie podyktował rzut karny dla Radomiaka za rzekome zagranie
ręką. Błędne decyzję arbitrom się
zdarzają, ale podyktować jedenastkę po konsultacji z bocznym
sędziom to mocno kontrowersyjna decyzja. Inna sprawa, że
gliwiczanie przez większość tego spotkania bronili wyniku, a
to przeważnie się nie opłaca. Derdy z Ruchem Chorzów
stały jeszcze na bardzo wysokim poziomie i były wyjątkowo emocjonujące.
Chorzowianie byli na fali i to oni chcieli wywieźć z Gliwic trzy
punkty. Dwukrotnie w tym spotkaniu gospodarze musieli gonić wynik.
Najpierw wyrównał Solnica, a za drugim razem, posyłając
piłkę między nogami bramkarza Ruchu do remisu doprowadził
Kaszowski. Drugie derby Śląska, tym razem z bytomską
Polonią zgromadziły na stadionie trzy tysiące kibiców, co
było rekordem frekwencji tej jesieni. Nie były one już tak
emocjonujące, ale celne trafienie Solnicy na 5 minut przed końcem
meczu zapewniło Piastowi trzy cenne punkty. W ostatniej kolejce spotkań
niebiesko-czerwoni polegli gładko Łodzi, przegrywając z
ŁKS 0:3. Porażka ta mogłaby być jeszcze wyższa,
gdyby Kozik nie obronił rzutu karnego.
26
wywalczonych punktów, 19 strzelonych i 17 straconych bramek to dokładnie
tyle ile wynosił plan założony na ta rundę, tyle, ze w
przedsezonowych spekulacjach taka zdobycz wystarczałaby do zajęcia
miejsca 8-10. Wyrównany poziom rozgrywek jednak sprawił, że
zgromadzone punkty pozwoliłyby zająć miejsce w
ścisłej czołówce tabel, gdyby nie fakt, że trzeba
było odjąć 10 karnych oczek. Zieliński w tej rundzie
opierał się głównie na sprawdzonych zawodnikach, ale
szansę dostawali też młodzi i niektórzy ją wykorzystali.
Przez cały sezon w miarę równą formę prezentowali Gamla, Kaszowski, Kozik, Kukulski, Michniewicz, Widuch, Zadylak i to oni
stanowili szkielet drużyny. W drugiej części rundy bardzo
dobrze prezentowali się Solnica i Karwan. Żyrkowski mieszał
bardzo dobrą grę ze słabszymi występami. Podgórski na
początku rundy grał rewelacyjnie, ale występy w kadrze
narodowej nieco wybiły go z rytmu i potem było nieco gorzej.
Można było także liczyć na doświadczenie
Piekarskiego, ale zdarzały mu się błędy, chyba
wynikające już braku szybkości. Wróbel przez większość
część sezonu leczył kontuzje. Podobnie było w
przypadku Banasia. Budka kilka razy pokazał, że piłkarski fach
nie jest mu obcy i wie o co w futbolu chodzi, ale
nie zdołał się w pełni zaaklimatyzować, stąd
też większość sezonu przesiedział na ławie.
Bednarz ma papiery na granie i o tym wszyscy wiedzą, ale zdarzały
mu się błędy, które kosztowały zespól utratę
punktów.
Kilka dni
przed wigilią Bożego Narodzenia po raz kolejny nazwa Piast Gliwice
zagościła na czołówkach gazet i to niestety nie z powodu
spektakularnego transferu czy innego sportowego aspektu. W czwartek rano 22
grudnia małżonka Janusza Bodziocha zadzwoniła do klubu,
że mąż nie zjawi się on w pracy. Zaraz potem stacje
radiowe podały, że Bodzioch został zatrzymany przez
wrocławską prokuraturę. Postawiono mu zarzut nakłaniania
zawodników Podbeskidzia do odpuszczenia meczu w sezonie 2003/04 (Piast
wygrał to spotkanie 3:0). Szumu było co
niemiara. Były wiceprezes Podbeskidzia Janusz Okrzesik na łamach
prasy głośno wypowiadał się jaki
to Piasta jest zły, z bielszczanie biedni. Tymczasem manager Piasta
opuścił areszt jeszcze przed świętami wpłacając
10 tys. zł kaucji. Z czasem okazało się, że to nie Piast
kupował mecze, ale Podbeskidzie. Półtora roku później bielscy
działacze ze skruchą przyznali się do ustawienia 6
spotkań. PZPN potraktował zespół z Podbeskidzia łagodnie,
nakładając karę tylko 6 ujemnych punktów i grzywnę
finansową. Janusz Okrzesik już jednak milczał.
W przerwie
zimowej gliwiczanie nie przegrali ani jednego meczu kontrolnego. Był to
pierwszy sygnał, że wiosną możemy mieć sporo powodów
do radości. W marcu, tuż przed rozpoczęciem rozgrywek na
specjalnej Mszy świętej, Ksiądz Stefan Zdasień
powiedział do piłkarzy: „Bądźcie rycerzami wiosny,
będę się za to modlił”. Słowa i modlitwa
księdza Stefana bardzo się przydały, bowiem niebiesko-czerwoni
zostali najlepszą drużyną w rundzie wiosennej. Piłkarze i
kibice nie mogli się doczekać pierwszego meczu, ale zima nie
dawała za wygraną i rozgrywki w rundzie rewanżowej
rozpoczęły się z dwutygodniowym opóźnieniem.
Zaczęło się od zwycięstwa 2:1 w
Polkowicach nad tamtejszym Górnikiem. Pierwszą bramkę w tym meczu
strzelił niedoceniony w Białymstoku, a sprowadzony do Piasta w
przerwie zimowej Adam Kompała. Dobrze się
więc stało, że trenerzy „Jagi” nie chcieli stawiać
na tego zawodnika, bo w Gliwicach został królem środka pola. Gola
na 2:1, który dał Piastowi zwycięstwo w
tym meczu strzelił Krzysztof Kukulski. .Podopieczni Jacka
Zielińskiego i Jana Furlepy dzięki
celnemu trafieniu Kukulskiego wygrali kolejne spotkanie z ostrowieckim KSZO,
skromnie, ale zasłużenie - 1:0. Klubowe władze
podjęły decyzje, aby pierwszy w rundzie wiosennej mecz w Gliwicach
kibice zobaczyli za darmo, przyszło więc
ponad 4 tys. ludzi. Pojawiły się głosy, że stać
jeszcze gliwiczan nawet na odrobienie wtedy 11 punktowej straty, ale szybko
przyszło otrzeźwienie w postaci przegranej 1:3 w
Bydgoszczy z nową Zawiszą. Bogusław Baniak cieszył
się, ale jego sen o pierwszej lidze rozwiali pod koniec rozgrywek
zawodnicy Zagłębia Sosnowiec. Honorowe trafienie w tym spotkaniu
przypisujemy Pawłowi Gamli, graczowi, który
przez cały sezon prezentował równą, wysoką formę.
Taki zimny prysznic jednak bardzo się przydał, bo kolejnych siedmiu
spotkań gliwiczanie już nie przegrali. 12 kwietnia
z bagażem trzech goli wyjeżdżała z Gliwic drużyna
Świtu Nowy Dwór Mazowiecki. Łupem bramkowym podzielili się
Kompała, Wróbel i Solnica. Sytuacja z 21 min z pojedynku z
Jagiellonią Białystok na pewno do dziś śni się
Jarosławowi Zadylakowi, który strzelił
wtedy samobójczego gola. Takie zagranie więcej „Zadylowi”
nie miało się już przytrafić i do końca rozgrywek
był on pewnym punktem obrony. W 78 min Stanisław Wróbel
wykorzystał jedenastkę za zagranie ręką w polu karnym i
kibice i opuszczali stadion z niedosytem, ale zadowoleni. Emocjonujący
był też mecz w Bielsku. Broniące się przed spadkiem
Podbeskidzie walczyło ambitnie i w 44 min, po zagraniu ręką Gamli, w obrębie pola karnego, z jedenastu metrów
trafił Pater. Jednak 6 min po przerwie kapitalnym uderzeniem
popisał się Kompała doprowadzając do remisu. Konfrontacja
ze słabiutką Szczakowianką skończyła się
wynikiem 0:0 i trzeci remis z rzędu
zaczął niepokoić. 29 kwietnia na
stadion przy ul. Okrzei zawitał prowadzący w tabeli – łódzki
Widzew. Zespół prowadzony przez Stefana Majewskiego musiał jednak
przełknąć gorycz porażki. Ojcami tego niewątpliwie
wielkiego sukcesu byli Jarosław Kaszowski, który wypracował
bramkę Krzysztofowi Kukulskiemu, i świetnie broniący Krzysztof
Kozik. Wreszcie 6 maja 2006 r. niebiesko-czerwoni pokonując na stadionie
Ludowym w Sosnowcu tamtejsze Zagłębie 2:0,
odnieśli nie tylko historyczne, ale i najcenniejsze
zwycięstwo tej wiosny. Obydwie bramki padły po stałych
fragmentach gry. Już w 5 min rzut karny wykorzystał Wróbel, a w 90
min kapitalnym uderzeniem z rzutu wolnego popisał się Kukulski.
Podopieczni Jacka Zielińskiego tracili mało goli i było to
zasługą nie tylko dobrze i pewne grającej obrony, którą
dyrygował Mirosław Budka, ale i pomocników. Mirosław Widuch przez cały sezon prezentował się
lepiej niż dobrze. Człowiek od czarnej roboty skutecznie zniechęcał
rywali do gry i konstruował akcje zaczepne. Z podań Jarosława
Kaszowskiego natomiast aż 10 razy padały gole, a niektóre akcje
kapitana Piasta długo jeszcze będą materiałem
szkoleniowym dla młodych piłkarzy. Najwięcej bramek kibice
zobaczyli 10 maja, kiedy to do Gliwic zawitała gdańska Lechia.
Niebiesko-czerwoni wygrali ten pojedynek 5:1, biorąc
rewanż za przegrany w 1983 r. finał Pucharu Polski. Pierwszego gola
w tym meczu i w barwach Piasta zdobył Adam Banaś. Potem trafiali do
siatki rywali Budka, Wróbel, Solnica, a strzelecki popis zakończył
Kompała. Wraz z wynikami zmieniało się również
podejście mediów, które coraz częściej brały w
obronę Piasta, krytykując piłkarską centralę za tak
surową karę za czyn, którego po prostu nie było. Gdyby nie to,
jedenasta z Okrzei do końca walczyłaby o awans. Po efektownej
wygranej z Lechią forma zaczęła jednak spadać, czego
zresztą można było się spodziewać, bo nie ma takiego
zespołu, który przez trzy miesiące byłby w stanie
utrzymać wysoką dyspozycję. Przegrana 0:1 ze
Śląskiem Wrocław na Oporowskiej była tego potwierdzeniem.
Będąc w gorszej dyspozycji też jednak można wygrywać o czym przekonali się zawodnicy HEKO
Czermno, którzy polegli w Gliwicach 0:2. O wygranej Piasta zdecydowały
celne strzały Solnicy i Budki. Najdalszy, wiosenny wyjazd do Nowego
Miasta Lubawskiego nie był zbyt udany. Zdegradowana już do II ligi
Drwęca trzeci raz z rzędu urwała Piastowi punkty remisując
0:0. Przypomnijmy, że jeszcze latem 2005 Drwęca/Finishparkiet
wyeliminowała Piasta z Pucharu Polski, a jesienią w Gliwicach
padł wynik 1:1. Czym było bliżej końca rozgrywek, tym
coraz trudniej się grało. Niewątpliwie miało na to
wpływ zmęczenie. Grano praktycznie, co trzy dni i zawodnicy musieli
odczuwać tego skutki. Na szczęście piłkarzy omijały
poważniejsze kontuzje. Na trzy kolejki przed zakończeniem sezonu
przyszła najboleśniejsza porażka. Pięć celnych
trafień Ruchu w Chorzowie i czerwona kartka dla Kozika nie będzie
mile wspominane, ale takie rzeczy w futbolu się zdarzają i to wcale
nie rzadko. Na szczęście gliwiczanie szybko się pozbierali i
trzy dni później pokonali bardzo dobrze grającą wiosną
Polonię Bytom 3:1, zapewniając sobie
drugoligowy byt. Wszystkie gole dla jedenastki z Okrzei w tym meczu
zdobył Stanisław Wróbel, który tym samym zapewnił sobie
tytuł najlepszego strzelca w zespole Piasta. W meczu tym pewnie, a co
najważniejsze skutecznie bronił Marcin Feć,
liczono że zostanie on następca Kozika, bo
już wtedy było wiadomo, że golkiper nr 1 przejdzie do
Bełchatowa. Pojedynek z ŁKS był o przysłowiową
pietruszkę, bowiem już wcześniej wszystko było
rozstrzygnięte. Jeszcze raz żałowano ujemnych punktów, bo
gdyby nie ten bolesny fakt, to mecz z łódzką drużyną
byłby spotkaniem, który decydowałby o bezpośrednim awansie.
Kaszowski wspólnie z Kukulskim zwyciężyli w klasyfikację na
najwszechstronniejszego piłkarza (13 punktów w klasyfikacji
kanadyjskiej). Gdyby nie czerwień Kozika, zostałby on wybrany
najlepszym graczem w II lidze w klasyfikacji „srebrnych butów”. 58 wywalczonych punktów, 44 strzelone i 33 stracone gole to
świetny wynik, ale są i mniej jasne strony tego sukcesu. Aby
zdobyć wystarczająca ilość oczek do realizacji
zamierzonego planu trenerzy głównie stawiali na doświadczonych zawodników , prawie że nie dając szans
młodszym piłkarzom, w tym naszym reprezentantom kraju.
Żyrkowski, Janczarek, Podgórski, Krzycki głownie grywali w
rezerwach, a Podgórski wchodził wiosną na zmiany. Grając w V
lidze rozwinąć się raczej nie da. Pretensji do szkoleniowców
oczywiście za to mieć nie można. Winny głównie jest
system, atrakcyjny dla kibiców, ale nie sprzyjający
promowaniu wychowanków. W przyszły sezonie w II lidze wystąpi
aż 7 nowych zespołów, a byłoby ich 8 , gdyby
nie wycofanie się Amiki z rozgrywek ekstraklasy. Efekt braku
własnych piłkarzy w klubach przełożył się na
reprezentację, która z Mistrzostw Świata z Niemczech wróciła z
niechlubną etykietką jednej z najsłabszych drużyn tego
mundialu.
|