Sezon 2000/01
Na początku sierpnia 2000 r.,
kiedy rozpoczynały się rozgrywki o mistrzostwo IV ligi, niewielu
było takich, co wierzyło, że drużynie Piasta uda się
wygrać ligę, a potem zwycięsko wyjść z baraży i
zapewnić sobie prawo gry w wyższej klasie rozgrywkowej. Zespół
składał się głównie z młodych zawodników, którzy
nigdy nie występowali na arenach IV ligi. W porównaniu z Walką Makoszowy, Spartą Zabrze czy Carbo
Gliwice, “niebiesko-czerwoni” mieli w składzie tylko czterech
piłkarzy, którzy w przeszłości grali na podobnym szczeblu
rozgrywek. Resztę stanowili młodzi, niedoświadczeni zawodnicy,
ale za to z charakterem, wolą walki i pragnieniem odniesienia sukcesu.
Jak się później okazało to właśnie oni byli motorem
napędowym zespołu, walnie przyczyniając się do kolejnego,
czwartego z rzędu awansu.
Po raz czwarty z rzędu !
W Polsce jest
zaledwie kilka zespołów, które mogą się poszczycić
wyczynem, podobnym do tego jaki stał się
udziałem Piasta. Gliwiczanie cztery razy z rzędu, w sposób bezdyskusyjny
wywalczali awans do następnej, wyższej klasy rozgrywkowej,
zostawiając rywali daleko z tyłu. W sezonie było jednak nieco
inaczej. O tym, kto będzie występował w III lidze, miało
zadecydować nie tylko pierwsze miejsce w grupie, ale dodatkowo jeszcze spotkanie
barażowe z najlepszym zespołem drugiej grupy IV ligi. W
konfrontacji z Victorią Jaworzno, nasi piłkarze udowodnili jednak,
że są lepsi. Zanim jednak do tego doszło musieli się
sporo napracować...
Przygoda z IV ligą zaczęła się od wygranej 2:1 z jednym z faworytów - zabrzańską
Spartą. Pierwszą bramkę w czwartej lidze, dla podopiecznych
Kazimierza Gontarewicza zdobył rutynowany
Krzysztof Wiśniowski. W meczu tym zadebiutował pozyskany z Ruchu
Chorzów, a ściślej mówiąc z Clerexu
Chorzów - Tomasz Szeja. Był to pierwszy poważny transfer w historii
klubu. Kwota odstępnego wyniosła bowiem
150 tys. zł. Już w następnym spotkaniu gracz ten pokazał
próbkę umiejętności, strzelając swojego pierwszego gola w
barwach Piasta. Gdy w trzecim meczu gliwiczanie rozgromili
4:0 na wyjeździe Górnika Niwkę, zaczęto ich
stawiać w gronie faworytów do awansu. Dwa dni później odbyło
się nadzwyczajne Walne Zgromadzenie Członków Klubu, na którym
wybrano nowego prezesa. Został nim - Andrzej Potocki - poseł Unii
Wolności, najmłodszy “sternik” Piasta w historii klubu. Celem, jaki
postawił piłkarzom był awans do III ligi. Zimny prysznic
przyszedł jednak równie szybko co deklaracje
Potockiego. Przegrana 2:3 z Lotnikiem w
Kościelcu kosztowała Piasta utratę pierwszego miejsca w
tabeli. Gliwiczanie mogli wprawdzie powrócić na fotel lidera, gdyby 2
września wygrali u siebie z prowadzącą w tabeli Walką
Zabrze. Prowadzili 1:0, w 85 min. wykonywali nawet
rzut karny, którego nie wykorzystał jednak do tej pory niezawodny
Krzysztof Wiśniowski. W 88 min. stało się
nieszczęście. Marcin Grymel po strzale Wójcika - skapitulował
i skończyło się na podziale punktów. Jak się strzela
bramki gliwiczanie przypomnieli sobie w meczu z Konopiskami. Zaaplikowali rywalom
aż pięć goli, tracąc tylko dwa, a tydzień
później, przed prawie dwutysięczną widownią pokonali Carbo 2:1, a jedną z bramek
strzelił, występujący po raz pierwszy od sześciu lat w
barwach Piasta - Krzysztof Mazur. Wydawało się, że będzie
to moment przełomowy i już do końca tej rundy podopieczni Kazimierza
Gontarewicza nie opuszczą pierwszego miejsca.
Plany te trzeba było zweryfikować już w następną
sobotę. Sposób na gliwiczan znaleźli piłkarze słabo
spisujących się w rozgrywkach Szombierek Bytom. Przyzwyczajeni do
zwycięstw kibice Piasta po następnych kolejkach nie mieli zbytnio
powodów do optymizmu. Remis z rezerwami Górnika Zabrze, potem porażka w
Sosnowcu, po golu straconym w 90 min. Na szczęście rywale też
gubili punkty i po ostatnim spotkaniu wygranym 1:0,
udało się w końcu “doszusować”
do lidera - Walki. Po rundzie jesiennej zabrzanie wyprzedzali Piasta tylko
lepszą różnicą bramek.
W
przerwie zimowej wycofał się z rozgrywek zespół Czeladzi.
Anulowano punkty i niespodziewanie gliwiczanie rundę rewanżową
rozpoczynali jako liderzy i faworyci rozgrywek. Do
zespołu doszło dwóch, jak się później okazało bardzo
dobrych i wartościowych graczy - Leszek Iwanicki i Tomasz Knap.
Pierwszy, były reprezentant Polski uporządkował grę w
środku pola i stał się “mózgiem” młodej drużyny,
drugi prawdziwym łowcą bramek. Knap zdobywał gole prawie w
każdym meczu i w ostateczności został najlepszym strzelcem
zespołu. Wiosna zaczęła się dla ferajny z Okrzei
rewelacyjnie. Cztery zwycięstwa z rzędu przekonały wszystkich,
że sukcesy to nie jest dzieło przypadku. Systematyczna i
ciężka praca zawodników, mądrość trenera oraz
efektywna polityka działaczy musiały dać efekty. Piast
umocnił się na fotelu lidera. Jednak o tym kto
tak naprawdę jest najlepszy miało zadecydować spotkanie z
Walką Zabrze. 14 kwietnia doszło do
bezpośredniej konfrontacji pomiędzy tymi zespołami. Lepsi
okazali się zabrzanie. Wygrali minimalnie, ale zasłużenie.
Piast mógł wywieźć z Zabrza punkt, gdyby Wojciech Gontarewicz wykorzystał rzut karny. Gontarewicz junior pewnie by się lepiej
przyłożył do tego uderzenia, gdyby wiedział, że nie
strzelając jedenastki z zwolni z posady trenera swojego ojca. Dwa dni później bowiem zebrał się Zarząd,
który postanowił dokonać zmiany na tym stanowisku. Gotarewicza zastąpił Fryderyk Cholewa,
popularny i znany w Gliwicach trener. Kazimierz Gontarewicz
został jego asystentem. Na początku maja 2001 r. Piast
otrzymał w dzierżawę gliwicką giełdę
samochodową. Było to bardzo ważne i mądre posunięcie
władz naszego miasta. Dzięki temu najpopularniejszy klub w
Gliwicach otrzymał możliwość samodzielnego pozyskiwania
środków na działalność sportową.
Ten ruch otworzy nowe możliwości i stwarza solidny fundament pod
tworzenie silnego klubu. Z perspektywy czasu możemy powiedzieć,
że był to klucz do drzwi Ekstraklasy. Trochę jednak jeszcze potem
upłynęło czasu, zanim te drzwi kluczem tym otwarto. Drugi mecz
z Carbo udowodnił że
piłka nożna jest wciąż w Gliwicach bardzo popularna i
warto w nią inwestować. Stadion w Ostropie zapełnił
się do ostatniego miejsca. Remis 2:2 był
sprawiedliwym wynikiem, ale mógł zaszkodzić Piastowi. Na
szczęście najgroźniejsi rywale także potracili punkty.
Decydująca o losach pierwszego miejsca okazała się jednak
konfrontacja z rezerwami Górnika Zabrze. Wygrana, i to na boisku przeciwnika,
ostatecznie zniechęciła pozostałe zespoły do walki o
końcową premię. Remis z Czarnymi Sosnowiec na jedną
kolejkę przed zakończeniem rozgrywek przypieczętował
sukces gliwiczan. Ostatni mecz z Olimpią był już tylko grą
o przysłowiową pietruszkę. Spotkanie to zakończyło
się bezbramkowym remisem.
Nie
wystarczyło jednak wygrać grupy, trzeba jeszcze było w meczach
barażowych pokonać zwycięzcę grupy II - Victorię
Jaworzno. 20 czerwca 2001 r. w pierwszym meczu na
wyjeździe padł korzystny dla gliwiczan remis 1:1. Bramkę dla
Piasta w 59 min z rzutu karnego po faulu na Staniczku strzelił Leszek
Iwanicki, wyrównał w 73 min. Mariusz Suwaj. Druga konfrontacja obu
zespołów była prawdziwą ucztą piłkarską i
popisem fenomenalnej gry Tomka Szei. W pierwszej połowie wprawdzie gole
nie padły, ale liczna publiczność, mimo ulewnego deszczu nie
narzekała. Bramki, i to aż cztery, kibice zobaczyli w drugiej
odsłonie. Trzy dla Piasta i tylko jedna dla Victorii. Ten mecz
najbardziej przeżywał Fryderyk “Wacek” Cholewa. W 1986 roku
będąc trenerem drugoligowego wówczas Piasta przegrał
baraże o I ligę z Bałtykiem Gdynia. Tym razem
szczęście mu dopisało. Wprawdzie jego zespół
wywalczył awans “tylko” do III ligi, ale był tak uradowany jakby
wywalczył tytuł mistrza Polski. Po zakończeniu sezonu Fryderyk
Cholewa zgodnie zresztą z wcześniejszymi zapowiedziami
zrezygnował z funkcji trenera Jego następca został Marek
Majka, który w tym sezonie prowadził rezerwy Górnika Zabrze.
|